wtorek, 3 września 2019

7. "No one knows what tomorrow brings..."

Matt

- Dałeś Lenie swojego mercedesa!? - Matt Anderson spojrzał z pytającą miną na przestraszonego Holmesa. Amerykanin wyglądał jakby właśnie dowiedział się, że wylądowali na złym lotnisku.
- To jakiś problem? - Nie żeby żałował swojej decyzji, po prostu reakcja Russella trochę go... zestresowała.
- Widziałeś jak ona prowadzi? - Zapytał Russell jednak w jego spojrzeniu ukryta była wiadomość "nie chcesz wiedzieć".
- Jak ona prowadzi? - Matt poprawił plecak próbując wyobrazić sobie Lenę za kierownicą. Chyba gorzej od jego sióstr nie mogło być...
- Bardzo ... agresywnie. Czasem ... trochę zbyt.... szybko. - Anderson czuł, że kolega trochę owija w bawełnę.
- Sugerujesz, że istnieje prawdopodobieństwo że Lena i mój samochód są w niebezpieczeństwie? - Matt poczuł dreszcz strachu wspinający się po kręgosłupie. Dotarło do Niego, że szybki samochód w nieodpowiednich rękach może nie być dobrym połączeniem. Ale Lena ochoczo się zgodziła wyświadczyć mu tą przysługę. Mówiła o sobie że może nie jest idealnym kierowcą, ale żadnej stłuczki nie ma na koncie i żaden z kierowanych przez nią pojazdów nie ucierpiał przez Nią w większym stopniu.
    Matt zmarszczył brwi. Czemu nie zapytał wcześniej, co znaczyło to "w większym stopniu"?
- Odzywała się? Jest już na miejscu? - Coraz bardziej przestraszony Matt wyciągnął smartphona i włączył go. Po kilku minutach telefon obudził się do życia i zaczął wariować od nadmiaru wiadomości wyświetlanych na raz.
- Jezu Chryste...


07:03 L: "Właśnie odbieram Twojego mersia, mam nadzieję, że leci Ci się spokojnie. Do zobaczenia!"
07:10 L: "Wow, nie boisz się jeździć tą bestią po Rzeszowie?"
07:15 L: "Ruszam w trasę, szkoda że nie powiedziałeś mi jak wyłączyć tego ruskiego gościa z nawigacji"
07:17 L: "Szkoda, że nie powiedziałeś mi jak ustawić nawigację w normalnym języku..."
07:20 L: "Marcin odezwij się, nie mogę nawigacji w aucie ustawić! Gdzie jesteś jak Cię nie ma?"
07:21 L: "Przepraszam, to Nie do Ciebie"
08:49 L: "Chyba będę musiała podjechać z nim na myjkę, chyba że to super auto ma opcję automatycznego czyszczenia z błota... sorki ale ta nawigacja mnie wyprowadziła na jakieś zadupie bez nazwy... będziesz zły jak się spóźnię chwilę?"
09:50 L: "Matko wreszcie jakaś normalna droga, zobaczymy co ta bestia potrafi!"

- Kiedy ostatnią wiadomość wysłała? - Panowie patrzyli się na ekran telefonu studiując uważnie wiadomości. Z każdą kolejną linijką czuli coraz większą nerwowość. Matt spojrzał ze strachem na godzinę.
- Jakieś dwie godziny temu...
- No to powinna już być.
- No to teraz zaczynam się stresować... 


Lena


- No jak nówka sztuka! - Lena nerwowo przyglądała się alufeldze na przednim prawym kole samochodu. Tylko raz czy dwa wjechała na krawężnik. Po prostu nie była przyzwyczajona do prowadzenia takiej wielkiej krowy. Jednak po świeżym myciu nie widziała nawet jednej ryski na czarnej alufeldze o co się martwiła przez całą jazdę. Więc nawet nie musiała nic mówić Andersonowi... i liczyć że nie będzie przeglądać zapisu z kamer.
     Zadowolona z siebie i z faktu, że dotarła na miejsce w jednym kawałku zamknęła pojazd kluczykiem. Mercedes świecił się w ostrym południowym słońcu. Przypomniała sobie jak wyglądał przed godziną - cały w błocie, ziemia oblepiała błotniki, koła a nawet lusterka. Była przerażona jego wyglądem i w życiu nie oddałaby go w takim stanie Mattowi.
     Przypomniała sobie zszokowane spojrzenia facetów, którzy pracowali na orlenie przy myjni. Czuła się przez kilka chwil jak celebrytka. Teraz rozumiała co czują chłopcy, którzy swoje zdobycze nabierają na 20 letnie bmw, czy mitsubishi w stylu WT - WieśTuning.
     Jej głębokie rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Spojrzała na ekran, dzwonił nie kto inny jak właściciel auta.
- Hej! Ja już na miej....
- Lena! Wszystko ok? Dostałem Twoje wiadomości, zacząłem się martwić...
 Powiedzieli równocześnie. Nałkowska przypomniała sobie serię krótkich wiadomości.
- Wszystko w porządku, Twój samochód świetnie się spisał, dowiózł mnie bezpiecznie... Przepraszam za te wiadomości, mam trochę skłonności do dramatyzowania. - "Trochę" to w jej przypadku lekkie niedomówienie.
- No to super. Jestem w Subwayu z Russellem, może chcesz kawę? Pewnie przyda Ci się po tylu godzinach prowadzenia.
- Pewnie, już idę, spotkamy się za pięć minut. 


- Serio mercedes jest w jednym kawałku? - Lena puściła mu mordercze spojrzenie popijając czarną, przesłodzoną kawę. Tylko duża ilość cukru mogła sprawić, że ta mikstura życia była możliwa do wypicia.
- Z tego co pamiętam, to Ty lubisz celować ludziom w zderzaki kiedy masz słabszy dzień, więc nie wiem dlaczego podważasz moje umiejętności. - Odgryzła się Lena, jednak przez jej myśli przewinęło się kilka obrazów kiedy sama się nie mogła popisać dobrymi manierami i umiejętnościami. Russell tylko podniósł ręce w górę w poddańczym geście.  Matt uśmiechnął się do Niej ciepło.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz. - Powiedział. Lena wzruszyła ramionami, jednak jakimś cudem nie zdołała utrzymać z Nim dłuższego kontaktu wzrokowego. Długo się nie widzieli a dzisiejsze spotkanie uświadomiło jej, że naprawdę tęskniła za jego towarzystwem. Zwróciła uwagę, że jego zarost jest trochę dłuższy, a ciało bardziej odprężone niż przed turniejem - zapewne przez zrzucenie z siebie odpowiedzialności doprowadzenia drużyny na turniej Igrzysk Olimpijskich. Jego spojrzenie również się trochę zmieniło - może to przez spotkanie z rodziną albo przebywanie z kolegami z drużyny USA, ale Lena miała wrażenie, że jest bardziej radosne i wesołe.
    Nie wiedziała skąd przychodzą do Niej takie myśli. O Russellu mogła powiedzieć jedynie, że widać po Nim zmęczenie.
- Jak Wam minął lot? - Wyrwała się z zamyślenia.
- Spokojnie, prawie cały przespałem. - Odpowiedział Matt przeciągając się.
- Szczęściarz... siedzenie przed Nim było puste więc mógł nogi rozciągnąć. Ja się czuję jak kaleka, przysięgam nigdy już nie będę się mógł normalnie wyprostować. - Russell z grymasem wstał od stolika. - Muszę uciekać, mam wizytę w konsulacie jeszcze. Miłej drogi, jedźcie ostrożnie. - Przytulił Lenę i pożegnał się z Andersonem.
- Do zobaczenia w Rzeszowie staruszku! - Rzucił za Nim Matt.
- Będziesz prowadzić, czy ja mam usiąść za kółkiem? - Zapytała Lena wyjmując kluczyki.
- Poprowadzę, wyspałem się wystarczająco. Podobała Ci się jazda? - Uśmiechnął się sugestywnie unosząc brwi. Lena zarumieniła się myśląc o tym, ile przepisów dotyczących prędkości złamała.
- No pewnie, nie to, co moja yariska ale nie było źle. - Matt zaśmiał się. Ostatnio porównał jej samochód do białej klatki. Stwierdził, że samochód musi być wygodny i przestronny a nie klaustrofobiczny jak jej mała toyota. Cóż, jakby Lena miała tyle na koncie też mogłaby przebierać w wyborze ale obecnie nie miała dużo do gadania.
- Nie mogę się doczekać kiedy znów do Niego wsiądę. - Powiedział rozmarzony. Faceci i ich zabawki... - Udało Ci się nawigację zmienić? 
- Tak! Chwilę mi to zajęło ale tak! - Odparła dumnie. Nie wspominała, że po prostu Marcin pokierował ją krok po kroku jak to zrobić.
- Wow. Mi to się nie udało przez rok. - Powiedział zdumiony. - Tłumaczyłem sobie, że szybciej się nauczę Rosyjskiego. 
- I co, udało się?
- Niestety, nie można być dobrym we wszystkim. - Odpowiedział z dziwnym uśmiechem.
- To w czym jeszcze jesteś dobry? - Zapytała Lena z podniesioną brwią. Anderson złapał kluczyki w dłoń.
- Chcesz się przekonać? 


- Powiedz proszę, że Nas nie zabijesz... - Lena tylko zaciskała dłonie na pasie bezpieczeństwa bezradnie patrząc jak wskazówka na budziku zaczyna się niebezpiecznie zbliżać do końca.
- Mówiłaś, że mi ufasz. - Odparł skupiony na drodze.
- To było zanim przekroczyłeś 200/km na godzinę. - Nałkowska przełknęła ślinę obserwując jak samochody na prawym pasie znikają wymijane w ułamkach sekundy. Tak szybko nie jechała jeszcze nigdy.
- Strach Cię obleciał? - "Tak" - pomyślała.
- Nie, to piękny dzień by zginąć. Mówił Ci ktoś, że jesteś szalony? - Zapytała widząc kątem oka jak się uśmiecha.
- Raz, czy dwa. Nie żebym to brał do siebie. - Spojrzał na chwilę na Lenę. - W sumie to nawet nie widać po Tobie żebyś się jakoś strasznie bała. -Zauważył, po czym jego wzrok wrócił na jezdnię. - Moja ex już by krzyczała jak szalona. - "Nie była taka szalona" - pomyślała Lena.
- Po prostu miała większy instynkt przetrwania. - Powiedziała próbując uspokoić nerwy.
- Po prostu wymiękała. Bała się stracić kontrolę, ponieść się na chwilę, bała się wszystkiego. - Rzucił cicho. Po chwili milczenia spojrzał jeszcze raz na Lenę. - Ty jeszcze nie wymiękasz... Coraz bardziej mi się podobasz.
      "Ty mnie też" Wyrywało się już z ust Leny, lecz powstrzymała się. Czy Matt właśnie z Nią flirtował?
- Sugerujesz, że też jestem szalona? - Odpowiedziała rumieniąc się.
- To by było takie złe?
- Nie wiem, jestem spokojna, poukładana i cicha. Nikt jeszcze nie powiedział mi, że jest inaczej. - Nałkowska poczuła się nagle jakby miała kilka lat więcej. W sumie w swoim życiu nic szalonego nie zrobiła. Zawsze starała się kierować rozsądkiem i w granicach zaplanowanej wcześniej kolejności działań. Taka cicha woda, nigdy nie pragnęła mocniejszych wrażeń.
- Bo tego nie dopuszczasz do siebie. Czasem warto trochę puścić hamulce, poczuć, że się żyje...
- Sugerujesz, żebym wsiadła do samochodu i pojechała 200 na godzinę?... Wiesz z moim autem i umiejętnościami to tylko w tragiczny sposób mogłoby się skończyć.
- Broń Boże masz tyle nie jeździć! - Jakby na zawołanie mercedes zaczął zwalniać. - Wiesz może trochę bredzę bo trzydziestka mnie niedługo dogoni i ciężko jest przyzwyczaić się, że człowiek się starzeje. - Westchnął.
- Nooo prawdziwy dinozaur z Ciebie. - Skwitowała Lena i ich spojrzenia się spotkały.
     Coś ją zaintrygowało w jego wzroku, choć trwało to tylko przez chwilę. Czuła się jakby Matt chciał jej coś przekazać, powiedzieć. A ona sama czuła, że wie o co chodzi. On swoją młodość i najlepsze lata życia poświęcił grze i karierze. Jest świadom tego ile go ominęło w życiu prywatnym, coś co już nie wróci. Sama się starała żyć jak najlepiej, nie żałować niczego, ale czy naprawdę tak było?
- Nie wiem może raz złamane serce będzie mnie hamować przez całe życie. - Odważyła się otworzyć przed Andersonem. - Taki system ochronny powstał we mnie i boje się choć na chwile odejść od poukładanego, nudnego życia. Nie jestem nieszczęśliwa, po prostu mam dobrą pracę, kilku przyjaciół, kota i jakiś plan na życie. Jak przestajesz wymagać czegoś więcej to nie możesz się zawieść. 
- Wiesz, że pewnie spotka Cię coś dobrego w życiu? Obawiam się tylko że będziesz się za bardzo bała żeby wyciągnąć po to rękę. - Odpowiedział spokojnie. Czerwone światło zmusiło go do zatrzymania auta. Koniec dobrej drogi.
- Ty się nigdy nie bałeś ryzyka? - Matt zawiesił jedną rękę na kierownicy odwracając się bokiem.
- Ja nigdy nie miałem czasu. Ale pewnie na starość mi odbije i będę szalonym emerytem. - Uśmiechnął się pokazując urocze dołeczki. Lena zaczynała się dziwnie czuć pod wpływem jego spojrzenia.
- Dlaczego mówisz jakbyś rzeczywiście był dinozaurem? - Zapytała patrząc mu w oczy. Po chwili jego ręka powędrowała do jej twarzy by odgarnąć niesforny kosmyk włosów za ucho. W miejscu gdzie dotknął ją poczuła mrowienie i ciepło.
- Bo tak się czuję.



Wchodząc po schodach Lena czuła zdenerwowanie. Reszta drogi minęła im spokojnie, bez poważniejszych rozmów. Jednak zamknięta obok Andersona czuła dawno zapomniane napięcie. "Seksualne napięcie" - dodałaby jej koleżanka Ania, jednak nie chciała dodawać tego słowa. Wiedziała, że coś w niej budzi się do życia przy przystojnym Amerykaninie. Powinna to zwalczyć. Powinna. Ale czy chciała?
    Jak ognia bała się kolejnej utraty stabilności i niezależności. Poza tym dokładnie nie rozpoznawała swoich uczuć. Na pewno nie mogła zaprzeczyć fizycznemu pociągowi. Ale przecież Anderson był obecny w jej najbardziej bolesnym momencie życia. Może po prostu część niej, która nadal powracała do tamtego momentu żąda zmierzenia się z przeszłością i Amerykaninem?
    Trzymając w rękach paprotkę w ślicznej ręcznie zdobionej doniczce zadzwoniła do mieszkania Matta.
- Wejdź proszę, zaraz będzie kolacja. - Anderson wycierał dłonie w ręcznik papierowy. Lena podniosła głowę rzucając na Niego szybkie spojrzenie. Ubrany był w białą koszulkę z krótkim rękawem i szare dresy. Stwierdziła, że się trochę zbyt wystroiła sięgając po miętową koszulę i czarne spodnie. Stojąc w progu i patrząc na wyluzowanego Amerykanina poczuła jak zdolność mówienia ją zawodzi, gdyż kompletnie zaschło jej w gardle a mózg nawiedziła pustynia. Otwarła tylko usta w nadziei że coś się z nich wydobędzie, jednak wstydu oszczędził jej Matt, który z wyraźnym szokiem wypisanym na twarzy sięgnął po paprotkę. - Boże, Ty naprawdę ją ożywiłaś! Chyba masz jakieś super-moce którymi nie raczyłaś się pochwalić! - Uśmiechnął się, dając znak by weszła dalej.
- To tylko ziemia, woda i trochę uczucia... - Powiedziała starając się otrząsnąć z chwilowej przerwy w prawidłowym funkcjonowaniu mózgu. Zauważyła, że Amerykanin nie czekając na jej odpowiedź szybko położył doniczkę na blacie kuchennym i pobiegł do patelni na której smażyło się coś bardzo pysznie pachnącego.
- Nie powiem, masz wyczucie bo właśnie kończę. - Rzucił wyłączając kuchenkę.
- W czym Ci mogę pomóc? - Lena zapytała podwijając rękawy koszuli. Anderson chwalił się że do perfekcji opanował tylko jeden przepis i miał zamiar się nim pochwalić. Po zapachu mogła stwierdzić że to kurczak i aromatyczne... Leczo?
- Możesz sięgnąć do lodówki po wino, jest białe i czerwone, wybierz jakieś. W szufladzie obok powinien być korkociąg. Kieliszki są na stoliku przy kanapie. - Umył ręce po czym sięgnął do szafki nad blatem i wyjął duże talerze. - Nadal nie dorobiłem się stołu jadalnego i krzeseł więc wybacz za warunki. - Rzucił przepraszająco podczas gdy Lena wyjmowała czerwone wino. Nie zawracała sobie głowy czytaniem etykiety gdyż miała zerowe pojęcie o markach win. Usłyszała burczenie w brzuchu. Nawet nie była głodna, dopóki nie poczuła burzy ciekawych aromatów w kuchni Amerykanina.
- Cóż, jakoś je zniosę jeśli tylko zadowolisz mnie jedzeniem. - Rzuciła mu uśmiech odkorkowując butelkę. Matt spojrzał się na nią unosząc brew. Ona naprawdę to powiedziała? Odwróciła głowę skupiając się na w pół wyciągniętym korku. Ale i tak czuła na sobie wzrok Andersona.
- Zrobię co w mojej mocy, żebyś dzisiejszego wieczoru była w pełni zadowolona.



- Muszę powiedzieć, że to danie Ci wyszło. - Upijając łyk półsłodkiego wina uśmiechnęła się i oparła wygodnie na miękkiej kanapie Andersona. Musiała przyznać, że teoretycznie proste danie - kurczak z ryżem w sosie słodko-kwaśnym na bazie warzyw i ananasa naprawdę ją zadowolił tak, jak obiecał gospodarz.
- Cieszę się, że smakowało. - Z uśmiechem zabrał puste talerze ze stolika. Po chwili wrócił z jakimiś czekoladkami i usiadł obok Leny. - Niestety deseru nie zdążyłem zrobić.
- Nikt nie jest idealny. - Odpowiedziała sięgając po mały kawałek słodkości. Jeden przecież nie zaszkodzi, prawda?
- Jutro praca? - Zapytał rozlewając wino do kieliszków. Siedząc tak blisko Matta czuła ciepło i delikatny zapach nieznanych perfum. Próbowała sobie przypomnieć, czy sama wypsikała się czymkolwiek przed wyjściem. Znając życie - nie.
- Po południu mam jedno spotkanie. Na pełne obroty wskakuję w przyszłym tygodniu. Do tego czasu... - Westchnęła sięgając po kieliszek. - Dużo pracy domowej. A Ty kiedy wracasz do treningów? - Głupie pytanie. Przecież doskonale wiedziała kiedy. Miała nadzieję, że nie zauważył jej zarumienionych policzków.
- Pojutrze. Jutro regeneracja, słowo daję za szybko ten czas leci. Dopiero co zbierałem się na zgrupowanie. - W jego głosie dało się wyczuć smutek. Lena nawet sobie nie wyobrażała takiego tempa życia, wyjazdy, treningi, mecze i tak w kółko.
- Myślę, że trener będzie dla Was łaskawy. - Rzuciła próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Bliskość Andersona sprawiła, że kręciła się nie mogąc komfortowo usiąść. Miała ochotę położyć głowę na jego barku i...
- Mam nadzieję, kości już nie te co kiedyś... - Powiedział z półuśmiechem.
- No tak, przecież taki z Ciebie dinozaur. - Przekrzywiła głowę próbując porzucić niebezpieczny tok myślenia. Przez chwilę patrzył na nią z szerokim uśmiechem, po czym odwrócił się tak, że siedzieli twarzą w twarz.
- Bardzo Ci dziękuję za wszystko Lena, za podwózkę, paprotkę no i że nie zamordowałaś mojego auta. - Lena przygryzła wargę nie potrafiąc długo patrzeć mu w oczy. Co się z Nią działo?
- Jaka byłaby szkoda, jakbym popełniła taką zbrodnię. - Zaśmiała się nerwowo, czując uderzenia ciepła. Może to to wino? Zwykle jedna lampka nawet ją nie ruszała, ale odkąd pojawiła się na lotnisku, czuła że coś z jej mózgiem jest nie tak.
- Mówię serio, nie wiem jak mam Ci się odwdzięczyć.
- Zrobiłeś kolację, możesz dać przepis na kurczaka i będziemy kwita. - Nadal unikała jego wzroku, aż poczuła jego dłoń na podbródku.
- Hej, wszystko ok? - Zapytał marszcząc brwi.
    Lena mogła usłyszeć jak w jej brzuchu coś się zaciska. Mogła przysiąc, że w momencie gdy spojrzała w jego niebieskie oczy była już stracona.
- Tak... tylko robi się trochę... późno... - Jej głos był słaby i niewyraźny, nawet nie zdołała sobie uświadomić czy powiedziała to po polsku czy po angielsku. Jej mózg powiedział papa.
Będąc tak blisko widziała jak jego źrenice delikatnie się rozszerzają, a spojrzenie staje się głębokie, wręcz przeszywające. Jeśli jakiś jej instynkt mówił jej żeby uciekać, pod tym spojrzeniem natychmiast się uciszył. Coś po prostu wybuchło w powietrzu między nimi i choć wręcz ją sparaliżowało, wiedziała co się stanie za moment.
- Chcesz wyjść? - Szepnął z ustami tuż przy jej własnych. Nie mogła nawet uruchomić strun głosowych więc po protu zamknęła oczy i pożegnała dzielący ich kilkucentymetrowy dystans.
    Poczuła miękkość warg i delikatny smak miętowej czekolady. Jego usta zapraszały ale nie naciskały, dawały pełną kontrolę i obietnicę czegoś zakazanego. Czuła, jak jej kobiecość dawno uśpiona budzi się do życia i chce więcej.
- Boże! - Lena oderwała się z przerażeniem i wstała z kanapy. Jej serce galopowało. - Matt, przepraszam, nie powinnam. - Nie mogła spojrzeć na niego cofając się do wyjścia. Wstyd zaczął płynąć w jej żyłach. Jest dorosłą kobietą i rzuca się na kolegę jak niewyżyta nastolatka! - Ja już...
- Lena... - Poczuła rękę na barku po czym w ułamku sekundy nieznana siła obróciła ją w powietrzu i sprawiła że wylądowała plecami na ścianie. Spojrzała z niedowierzaniem na górę mięśni przed sobą.
    Nieznaną siłą był Anderson, ze spojrzeniem które nie wróżyło nic dobrego.
- Nie uciekaj... i nie przepraszaj. - Nie zdążyła wymyślić sensownej odpowiedzi, gdyż zaatakował jej usta swoimi.
     Tym razem nie był to słodki nastoletni pocałunek. Lena czuła jak resztki zdrowego rozsądku uciekają, zastąpione przez pożądanie i namiętność. Atak Andersona był idealnie wycelowany i precyzyjny. Każda myśl była opanowana nagłą potrzebą znalezienia się jak najbliżej Matta, każdy zmysł ogarnięty gorączką która znikąd, nagle zaczęła rządzić jej ciałem. Próbowała oddawać pocałunki z taką samą siłą wplatając dłonie w ciemne włosy chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej. Poczuła jego dłonie na ramionach, piersiach sięgające coraz niżej. W końcu odrywając się na chwilę podniósł ją w powietrzu trzymając za uda, co zmusiło Lenę do zaklinowania ich mocno na biodrach Amerykanina. Po chwili jego usta znalazły się na jej szyi powodując, że Lena wydała z siebie coś pomiędzy westchnieniem a cichym jękiem. Ten czuły punkt potrafił zasiać spustoszenie.
- Matt... - Zdołała wyszeptać czując jak odrywa się od ściany.
- Powiedz słowo a przestanę. - Spojrzała na Niego pół przytomnym wzrokiem. Widziała, że się przemieszczają.
- Gdzie Ty...? - Zesztywniała orientując się, gdzie zmierzają.
- Do łóżka? Mówiłem Ci że mam stare kości. - Rzucił ją na wysoki materac, po czym wylądował na niej. Odgarnął włosy, które opadły jej na twarz, patrząc jej w oczy. Druga ręka błądziła między guzikami jej koszuli spotykając się z gołym ciałem. Chciała więcej. Post trwał za długo, a Amerykanin znalazł się za blisko, więc nie było odwrotu.
     Widząc brak sprzeciwu Matt znów zaatakował jej usta w zaborczym pocałunku jednocześnie po kolei guzik po guziku uwalniał ją z koszuli. Kiedy wreszcie materiał odsłonił bladą skórę dziewczyny zaczął ustami znaczyć szlak w dół jej ciała zatrzymując się tuż nad guzikiem spodni. Lena uniosła się na łokciach. Jej oddech był płytki, przerywany a ciało ogarnięte gorączką. Spojrzała w oczy Mattowi który uwalniał ją z dolnej części garderoby.
- Mówiłem Ci, że dzisiejszego wieczoru będziesz w pełni zadowolona. - Powiedział patrząc z obietnicą na jej półnagie ciało.



***

Tak to ja. Za długo się to kisiło. Jest tu ktoś?
I tak w połowie przestałam używać kursywy bo się pogubiłam, chyba wiadomo w jakim języku mówią :P








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz