środa, 28 września 2016

4. There's a cold heart, burried beneath, and warm blood, running deep.



- Czyli on zostawił ją a później wpadł w depresję?
- Nie! Ile razy mam ci jeszcze powtarzać? - Lena westchnęła zniecierpliwiona, po raz kolejny szykując się do sprostowania historii o Andersonie. - Nawet nie wiem po co ci o tym opowiadam...
   Usłyszała od Ani, swojej sąsiadki lekceważące "oj tam oj tam", po czym ta z błyszczącymi oczyma po raz kolejny skupiła na niej uwagę.
- Kim miała dość Rosji i ogólnie była na niego zła, że cały dzień spędza na treningach, albo w ogóle go nie ma w domu. Matthew wybrał jednak karierę więc spakowała się i wyjechała, przy czym nawet nie próbował jej zatrzymywać... - Lena patrzyła w milczeniu jak Ania rozlewa na dwa kieliszki pozostałość drugiej butelki wina. Minął trzeźwy tydzień od grilla u Igły, więc nie odmówiła sobie spokojnego wieczoru z odprężającym dodatkiem alkoholu.
- Jak można takiego faceta zostawić... - Skomentowała Ania bawiąc się włosami.
- Ja tam się nie dziwię... - Lena poprawiła się na swoim miejscu. Sama nie zniosłaby życia w obcym kraju z chłopakiem będącym bez przerwy nieobecnym.
- Lena... - Nagle Ania przybrała śmiertelnie poważny wyraz twarzy i przybliżyła się do Nałkowskiej. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że Amerykaniec na ciebie nie działa...
- Że co? - Lena skrzywiła się na niedorzeczne pytanie koleżanki. Czy Ania piła więcej od niej?
- Nigdy nie myślałam, że jesteś homo... ale jeśli... to wiesz... pogadajmy... - Lenie tylko szczęka opadła na wypowiedź koleżanki - Będę cię wspierać... już nie musisz się...
- Anka! Na Litość Boską! - Lena wybuchła, zatrzymując tyradę koleżanki. - Niestety nie interesują mnie dziewczyny, chociaż mam wrażenie, że ułatwiłoby to sprawę... - Westchnęła Lena pijąc duży łyk czerwonego trunku. Przed oczami mieszały jej się twarze Bartka, Russella, jej żałosnych partnerów i wszystkich mężczyzn napotkanych w swoim krótkim życiu. Do czego byli jej potrzebni?
- Ja tam sobie nie wyobrażam upojnej nocy bez faceta w łóżku... - rzuciła Ania osuwając się na swoje miejsce.
- Masz rację. - Lena zagryzła wargi szukając wzrokiem nowej butelki wina. - Przypomniałaś mi, jak bardzo ubogie jest od kilku miesięcy moje życie towarzyskie... - Nic dziwnego, że kiedy Russell wylądował w jej łóżku, nie zdołała utrzymać rąk przy sobie. Zaczerwieniła się na samą myśl o tym zdarzeniu. Oczywiście nikt poza nią i Russem nie był świadomy tego co stało się po imprezie ponad tydzień temu. Lena miała nadzieję, że tak już zostanie.
- A mówiłaś, że nikogo do szczęścia nie potrzebujesz...
- Bo to prawda... jedynie moje hormony nie chcą się zgodzić... - Obydwie spojrzały się na siebie z perfekcyjnym zrozumieniem.

- Ale na pewno nie chcesz, żebym cię odprowadziła? - Ania stała oparta o kuchenny blat, podczas gdy Lena wiązała swoje białe conversy.
- Myślę, że się nie zgubię... mieszkam piętro niżej... - Po wygranej batalii ze sznurówkami, Lena podniosła się i spojrzała na sąsiadkę.
    Na Anię zdecydowanie mocniej zadziałało wino. Przysypiała przed telewizorem, jak również jej motoryka ruchu została zaburzona. Lena natomiast poza rozbieganymi myślami, niewielką sennością i chęcią zapalenia nie czuła się bardzo wstawiona. Udała się do wyjścia szukając w kieszeni swetra paczki papierosów.
     Naprawdę chciała rzucić. Nie pomagały jej niestety plastry i pseudo cudotwórcze gumy. A w tak ciężkich czasach, zamiast palić mniej paliła niestety więcej.
- Ok, to miłej drogi ze schodów życzę. - Ania przecierała twarz odprowadzając ją do drzwi.
- Dzięki, na pewno będzie niezwykle emocjonująca, dobranoc. - Zimne powietrze klatki owiało jej twarz, leciutko ją orzeźwiając.
- Pozdrów Lokiego! - usłyszała pokonując pierwsze stopnie schodów.
    Zatrzymała się przed drzwiami mieszkania, jednak zawahała się z kluczami w ręku. Miała ochotę na spacer. Szczególnie kiedy pomyślała, że być może w tym roku już nie będzie okazji ze względu na nadejście jesiennego frontu. Nie myśląc dłużej wróciła do schodów i rozpoczęła drogę w dół.
    Nie mogła powstrzymać nagłego przebłysku bardzo starego wspomnienia.


*

    To był ogromny błąd! Jak ona mogła porzucić praktycznie całe swoje bezpieczne życie i podążyć za Bartkiem do Bełchatowa? Postawiła wszystkie swoje karty i zawierzyła się jednej, jedynej osobie.
Przecież go kochała tak mocno. Być może oślepiło ją jej uczucie. Zostawiło beznadziejnie bezbronną i w dodatku naiwną.
    Ale nie spodziewała się, że kiedy tylko los ześle pierwsze trudności, Bartek zachowa się jak ostatni dupek i prostak.
    Tak, to jej wina, że zapomniała wziąć kilku tabletek z rzędu. Ale każdemu mogło się to przytrafić. Lena była tylko człowiekiem.
    A poza tym, przecież nic się nie stało - nie zaszła w ciążę, o co się tak bała przez kilka dni. Nie mogąc już wytrzymać z nerwów powiedziała o tym Kurkowi, co okazało się ogromnym błędem. 
    Nigdy w życiu nikt tak na nią nie krzyczał. Widziała w jego oczach czystą furię. Strach zmieszał się z szokiem, więc tylko stała nieruchomo, odpowiadając urywkami słów na jego krzyki. W końcu wybiegł z domu trzaskając drzwiami. W tym czasie Lena zrobiła dwa testy, które pokazały na całe szczęście tylko jedną kreskę. Jednak Nałkowska tylko na moment odetchnęła z ulgą. Ocierając łzy złapała duży plecak i upchała w nim kilka sztuk ubrań oraz portfel. Miała w nim jakieś czterdzieści złotych i kartę do prawie pustego konta. Czy uda jej się wrócić do Kielc? Jeszcze nie wiedziała jak, ale po prostu musiała tam uciec. Uciec jak najdalej od niego...
    Na blacie kuchennym niedaleko wyjścia zostawiła klucze od mieszkania i dwa testy ciążowe. Wyszła nie oglądając się za siebie.
    Zagryzła wargi próbując po raz kolejny włączyć rozładowany telefon. Wystarczyłby jeden telefon do Weroniki i dostałaby jakąkolwiek pomoc. Jednak teraz została zdana tylko na siebie, z plecakiem na ramionach, rozładowanym telefonem i kilkoma groszami przy duszy. W dodatku była potwornie głodna i zmęczona, a zbliżała się dwudziesta druga. Nogi same prowadziły ją na dworzec, a żołądek krzyczał, że potrzebuje jedzenia. Jednak priorytetem był wyjazd z Bełchatowa. Zjeść mogła jutro, bezpieczna w domu.
- Przepraszam... kiedy jest najbliższy pociąg albo bus do Kielc lub okolic? - Była pewna, że wyrywa starszą panię z informacji z pasjonującej próby pokonania krzyżówki. Ta spojrzała na nią zniżając swoje okulary.
- Jutro o dziewiątej rano. - Kobieta wróciła do przerwanej czynności nie zwracając uwagi na zrozpaczoną twarz Leny. 
    I co teraz? Gdzie się udać? Do kogo iść?
Na nadmiar znajomych nie mogła narzekać. Czy może błagać o przenocowanie u kogoś z ich znajomych? Gdyby tylko pojawiła się u kogoś, kogo zna również Bartek, jej kryjówka byłaby spalona. A podświadomie wiedziała, że będzie jej szukać, kiedy tylko się uspokoi.
    Chłodne powietrze owiało jej twarz. Opustoszałe ulice nie wyglądały przyjaźnie dla samotnej młodej dziewczyny. Udała się więc w kierunku centrum miasta licząc na to, że natknie się na jakiś tani motel albo dom gościnny. Przy okazji odwiedzi bankomat i wygrzebie z konta ostatnie grosze. Może jej wystarczy na noc i powrót do Kielc. Na jedzenie nawet nie liczyła.
    Żałowała, że nie wzięła niczego cieplejszego. Wrześniowa aura była naprawdę chłodna w tych godzinach, w dodatku czuła, że lekka kurtka niestety nie chroni jej przed wiatrem. Przyspieszyła więc kroku, by rozgrzać się choć trochę, jednak była tak zmęczona, że potykała się o własne nogi.
     Ciszę przerwał odgłos silnika w oddali. Lena wiedziała, że to Kurek, więc zanim wyhamował obok niej z piskiem opon, ona już biegła ile sił w nogach przed siebie. Jednak już kilkanaście metrów później poczuła wokół siebie ogromne ramiona i po chwili już nie mogła się ruszyć.
- Puszczaj! - Krzyknęła próbując się bezskutecznie uwolnić. 
- Lena, uspokój się... przepraszam! 
- Bartek proszę cię, zejdź mi z oczu... Zostaw mnie w spokoju... - Czuła jak opuszcza ją resztka sił, kiedy nie potrafiła nawet powstrzymać Kurka przed obróceniem jej twarzą do siebie. Jednak nie podniosła opuszczonej głowy chowając zapłakaną twarz, by zachować resztki godności.
- Proszę, wysłuchaj mnie Lena. Myślałem, że oszaleję kiedy wróciłem i zobaczyłem te klucze. - Mówiąc to wcisnął jej w zaciśniętą dłoń znajomy pęk kluczy. Lena podniosła wreszcie głowę, mając nadzieję, że nie wygląda tak żałośnie, jak się czuje.
- Mogłeś nie wychodzić... - Kiedy tylko jego uścisk na jej ramionach się poluzował, wykorzystała to i wyrwała się z jego rąk. Nie podjęła kolejnej próby ucieczki, gdyż i tak byłoby to bezcelowe. - Mogłeś nie zachować się jak dupek, nie krzyczeć jak opętany. Ale przecież ty inaczej nie umiesz... - Jej głos drżał, jednak usatysfakcjonowało ją pełne skruchy spojrzenie Bartka.
- Ja naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło... Ale przecież obiecaliśmy sobie, że będziemy uważać... Jesteśmy jeszcze za młodzi na dzieci...
- Bartek, ale żadnego dziecka nie ma... przecież ci nie mówiłam, że jestem w ciąży.
- Ale mogłaś zajść... - Mięśnie otaczające usta Bartka drgały nerwowo. Wiedziała, że walczy z całych sił ze swoją nerwicą.
- A co gdybym zaszła? Założę się, że nie byłoby cię tu teraz... - Lena uśmiechnęła się krzywo, żałując, że zostawiła testy na blacie.
- Co ty za głupoty wygadujesz! Pewnie zabiłbym siebie albo kogoś na drodze próbując cię jak najszybciej zlokalizować i sprowadzić do domu, Lena... - Poczuła jego ciepłą dłoń na swojej i w momencie przypomniała sobie, że okropnie przemarzła. - Może i zachowałem się tragicznie, ale błagam cię, nawet nie myśl, że pozwoliłbym ci uciec... - Powiedział to głosem tak stanowczym, że Lena nie miała najmniejszej wątpliwości że mówi prawdę. Ale w głębi serca wiedziała, że Bartek jej nie zostawiłby w takiej sytuacji. Ale to nie tym się przyjmowała. - Powiedz mi co mam zrobić żeby to naprawić... Żebyś mi wybaczyła... 
    Znów z jej oczu popłynęły gorące łzy. Nienawidziła Bartka za to, że je wywołał i równocześnie mocno nienawidziła siebie za to, że nie potrafiła ich powstrzymać. 
- Nie wiem, Bartek nie mam pojęcia... - Z nadmiaru emocji i zimna drzała jak galaretka. Nie potrafiła zebrać myśli, chciała tylko i wyłącznie wrócić do domu... z nim.

    Stojąc pod gorącym strumieniem wody z natrysku, próbowała dojść do siebie po emocjonalnym rollercoasterze. Droga powrotna do mieszkania dłużyła jej się niemiłosiernie. Uwięziona w samochodowej klatce wypełnioną gęstą ciszą, nawet nie próbowała myśleć nad obecną sytuacją. 
     Teraz, kiedy została sama, myśli atakowały jej umysł snując różne scenariusze przyszłości. Zostanie z Bartkiem, albo wróci do domu... chociaż miała ogromny żal do Kurka, nie chciała go zostawiać. Po prostu wiedziała, że nie będzie szczęśliwa bez niego. Bo przecież kochała go do szaleństwa.
     Z drugiej strony nie wiedziała jak zniesie kolejny wybuch temperamentu chłopaka. Czy w ogóle ma siły by walczyć z jego charakterem, który kocha i nienawidzi jednocześnie?
      Myślała, że wie dokładnie w co się pakuje, ale jak to zwykle w życiu bywa, pewnych rzeczy nikt nie jest w stanie przewidzieć.
       Pozwalała, by woda wygoniła resztki chłodu z jej ciała, stojąc nieruchomo pod strumieniem, kiedy usłyszała otwierane drzwi.
        Nie odwróciła się, jednak napięła się w oczekiwaniu, aż Kurek otworzy kabinę prysznicową. Zadrżała, kiedy dotarło do jej skóry chłodne powietrze z łazienki. Odwróciła się do niego twarzą, kiedy wszedł do brodzika nie zdejmując ubrania.
- Zniszczysz ciuchy... - Lena szepnęła, sięgając do zaworu, jednak Bartek powstrzymał ją, łapiąc jej dłoń w powietrzu.
- Nie obchodzi mnie to. - Lena zagryzła usta, czując jak przyspiesza jej puls. Czuła się wręcz przytłoczona sylwetką chłopaka, nie wspominając faktu, że stała przed nim naga.
- Wybacz mi Lena, zrobię wszystko, tylko proszę daj mi szansę... - Dziewczyna zaryzykowała spojrzenie na jego twarz. Wyglądał nie tylko na zdesperowanego, ale także na smutnego i niewyobrażalnie przybitego. Jego oczy lśniły, jak gdyby od dłuższego czasu powstrzymywał łzy. 
     Lena już wiedziała, że jest stracona.
- Musisz mi coś obiecać, Bartek... - Ręka Nałkowskiej powędrowała na jego czoło i delikatnymi ruchami ogarnęła przyklejone do skroni włosy. 
- Wszystko... - Poczuła jego ręce na biodrach, kiedy obserwowała iskry rozświetlające jego spojrzenie. 
- Już nigdy mnie tak nie potraktujesz... wiadomo, że będziemy się kłócić, ale...
- Wiem, nie tak... przysięgam, że nigdy więcej się tak nie uniosę... - Wiedziała, że będzie się starać, by do takich sytuacji nie doszło. Nie wiedziała co z tego wyjdzie, jedynie tyle, że wkopuje siebie jeszcze głębiej w niebezpieczne rejony. Z nadzieją, że ich miłość będzie dla nich tarczą.
- Trzymam cię za słowo, Kurek. - Jego usta już wisiały kilka centymetrów nad jej, gdy wypowiedziała te słowa.

*

    Z nieznanych jej zupełnie powodów, dymiący się delikatnie papieros ciążył jej niemiłosiernie w dłoni. Zaciągnęła się jeden, jedyny raz, po czym poczuła mdłości i okropne uczucie na języku. Czyżby to był moment, kiedy miała wreszcie rzucić to świństwo?
    Siedząc na osiedlowej ławce w pobliżu placu zabaw obserwowała przypadkowych ludzi spędzających być może jeden z ostatnich ciepłych wieczorów poza ścianami swoich mieszkań.
     Bawiło ją zachowanie grupki nastolatków spożywających w niebywale dużych ilościach alkohol. Testowali wytrzymałość huśtawek, drabinek i innych atrakcji jedynego osiedlowego placu zabaw. Nawet przypomniała sobie własne początki zabawy z alkoholem, więc pewnie wyglądała dziwacznie siedząc sama na ławce z nieodgadnioną miną.
     Jej uwagę przyciągnęła sylwetka biegnącego w jej stronę mężczyzny. Był niezwykle wysoki, ubrany w ciemne dresy i bluzę wkładaną przez głowę bez kaptura z nieokreślonym jasnym logo. Chwilę zajęło jej rozpoznanie w luźnych ubraniach Andresona. Dopiero po chwili przypomniała sobie że miesza na tym samym osiedlu, lecz kilka bloków dalej.
     Zwolnił obok niej wyjmując słuchawki z uszu.
- Dobry wieczór! - Uśmiechnął się delikatnie zatrzymując się dokładnie na przeciwko niej. Musiał dopiero zacząć swój jogging, gdyż nie miał śladu zadyszki czy potu na skroniach. Jedynie zaróżowione delikatnie policzki.
- Cześć. - Lena musiała unieść głowę pod naprawdę dużym kątem, by móc nawiązać kontakt wzrokowy z Amerykaninem. - Fan wieczornych przebieżek?
- Nic z tych rzeczy... - Owinął słuchawki wokół telefonu i upchnął je w kieszeni. - Jutro wyjeżdżam na zgrupowanie, więc pomyślałem, że może szybciej uda mi się usnąć... Mogę? - Wskazał miejsce na ławce obok Leny.
- Jasne. - Poprawiła się na swoim miejscu przy okazji zgasiła papierosa i wyrzuciła do kosza obok. - Współczuję wam z tymi podróżami, ja ledwo znoszę wyjazdy na mecze ligowe, co dopiero po Bóg wie jakich krajach... - Lena opatuliła szyję ciaśniej swetrem.
- Po jakimś czasie po prostu przyzwyczajasz się, ale fakt miłe to nie jest. - Matt wzruszył ramionami, a po chwili dodał: - Poza tym będę przez kilka dni w domu, więc inaczej podchodzę do tej podróży. - Uśmiechnął się szeroko. W jego spojrzeniu widać było szczerą tęsknotę za domem.
- Rozumiem... - Po części dokładnie wiedziała jak to jest być daleko od bliskich, ale nie wyobrażała sobie jak to jest widywać się z nimi tylko kilka dni w roku. - A jak ci się podoba Rzeszów? Urządziłeś się już?
- Jeśli mam być szczery to nie miałem dużo czasu na zwiedzanie... ale jest tu dużo... spokojniej niż w Kazaniu. - Lena pokiwała głową widząc opustoszałe osiedlowe uliczki. - A jeśli chodzi o mieszkanie to cóż... Russell wcisnął mi swoją uschniętą paprotkę... - Lena wybuchła śmiechem, słysząc o biednej roślince, która pewnie przyjmowała przez swoje życie zbyt dużo trujących substancji, a raczej zbyt dużo "zupek" przygotowanych przez narzeczoną Holmesa, którymi on sam podlewał paprotkę, po czym nieświadoma Sarah była usatysfakcjonowana "apetytem" narzeczonego. - A poza tym wymyślnym elementem dekoracyjnym, to mieszkanie posiada łóżko, lodówkę, mikrofalówkę, fotel i telewizor. No jedynie łazienka jako tako wygląda.
- O mój Boże... może jednak tą paprotkę da się jeszcze uratować...
- Wątpię. Ale postaram się trochę urządzić jak wrócimy z Japonii. - Dodał przepraszającym tonem.
- Ty chcesz mi powiedzieć, że zostawisz tą paprotkę na pewną śmierć? - Lena rzuciła w jego stronę pełne pogardy spojrzenie. Chłopak tylko zmarszczył czoło z zabawnym grymasem.
- Yyy... ups? Ale technicznie to ona już i tak jest...
- O nie, mój drogi... - Lena wstała z założonymi rękoma. - Prowadź do pacjentki.
- Co? - Matt spojrzał się na nią jakby powiedziała mu, że krowy latają.
- Zaopiekuję się tą biedną rośliną do twojego powrotu.

- Naprawdę nie wiem, czy jest jakiś sens, żebyś sobie zwracała tym głowę... - Lena wracała już do swojego mieszkania z Amerykaninem za plecami, który uparł się, że ją odprowadzi. Przytulała do piersi brudną, niegdyś białą doniczkę z zabiedzoną paprotką.
- Ona po prostu potrzebuje trochę miłości... i nowej ziemi w doniczce. - Lena z obrzydzeniem patrzyła na skorupę z dziwnym, rdzawym nalotem.
- Dobra, może się po prostu nie znam...
- Masz rację, nie znasz się... jak reszta facetów, które ta paprotka spotkała na swojej drodze. - Skomentowała Lena zatrzymując się obok drzwi do swojego mieszania. Anderson tylko podniósł ręce do góry w poddańczym geście.
    Cisza wypełniła przestrzeń między dwójką. Lena czuła, że to jest moment na pożegnanie. Ale wtedy powiedziała jedyną rzecz, którą na szybko podpowiedział jej lekko zawiany mózg.
- Nie chcesz wejść na herbatę, czy coś? - Od razu spaliła buraka widząc zdziwione spojrzenie Andersona. Jedak nim zdążyła zapaść się pod ziemię usłyszała odpowiedź chłopaka.
- W sumie... dlaczego nie? - Nieznaczny uśmiech Andersona stopił niewielką bryłkę lodu otaczającego serce Leny.


~~~~


Jest 4 :O Z ogromnym opóźnieniem ale błagam, pomińmy ten fakt :D
Jeśli ktoś jeszcze czyta, to błagam, niech zostawi po sobie łapkę, nóżkę, rzęsę czy cokolwiek... Bardzo mi na tym zależy :)
Opublikowałam też historię na wattpad, wiem, że niektórzy lubią tam czytać... ja się dopiero przekonuję do tej strony :)
Wieczorem zabiorę się za nadrabianie zaległości u Was...
I mam małą prośbę... jeśli chcecie powiadomienie o rozdziale, to napiszcie mi gdzie mam je zostawić... Teraz będę latać i spamować bo nie wiem gdzie zostawić info, więc Z GÓRY PRZEPRASZAM :D
P.S Polecam piosenkę "The weight of us" lecącą w tle, była inspiracją dla połowy rozdziału :D

Do następnego :**

To ja zostawię takiego Matta o tutaj... :D






środa, 14 września 2016

Problemy techniczne ...

Na początek - przepraszam. Myślicie, że jestem nieobecna, ale zaglądam tu codziennie, jednak nie mogę pisać, komentować, NIC.
Wcześniej na lapku coś mi się działo i blogger chodził jak chciał...
Ale przynajmniej chodził... ale niestety jakiś czas temu się całkowicie zepsuł.
Myślałam ze do czasu naprawy nawet nie skapniecie się, że mnie nie ma, ale niestety wszystko się wydłuża.
Napisałam cały rozdział już, ale początkowa część jest uwięziona w starym laptopie i nie mam jej narazie jak odzyskać i skleić obie części. Myślę, że potrwa to kilka dni wiec proszę o cierpliwość :)
Tą notkę piszę z telefonu ale naprawdę nie lubię pisania z nowego telefonu, gdyż jeszcze nie czuję klawiatury i kilka zdań zajmuje mi zbyt dużo czasu... mam nadzieję, że zrozumiecie...
Buziaki :*