niedziela, 17 lipca 2016

2. "Everything is dark, It’s more than you can take..."



   Gdzieś pomiędzy trzecim a czwartym papierosem Lena wreszcie poczuła, jak szara mgła otulająca jej umysł powoli znika, odkrywając przed nią urywki z wczorajszego wieczoru.
     Próbowała zrozumieć jakim cudem będąc tak pijaną zdołała normalnie rozmawiać z Russellem. Miała nadzieję, że tak było, bo całości nie pamiętała. Ale w pamięci utkwiła jej duma z jaką pokazywał zdjęcia swojego synka. Pamiętała też setki igiełek wbijających się w jej serce kiedy obserwowała pełen czułości wzrok Amerykanina. W sumie nawet nie wiedziała co tak bardzo ją bolało. Jednak była egoistką, więc chociaż po części cieszyła się ze szczęścia przyjaciela, czuła również zazdrość.
    Potrząsnęła głową pragnąc rozpędzić wspomnienia i nieznośny ból głowy. Siedziała na malutkim balkonie w swoim mieszkaniu. Czuła na sobie pierwsze gorące promienie słońca. Zagryzła wargi wiedząc, że jeśli o szóstej rano jest tak gorąco, to w południe będzie prawdziwe piekło na ziemi. Pewnie spałaby dłużej, jednak niedawno głośny powrót Weroniki obudził ją i już nie zdołała usnąć, sparaliżowana natłokiem nieskładnych myśli i strzępków wspomnień z wczorajszej nocy.
    Poczuła na nagiej skórze uda łaskotanie. Spojrzała w dół i dostrzegła wpatrzone w nią zielone oczy czarnego jak smoła kociaka.
- No i czego się gapisz, Loki? - Jej głos był ochrypnięty. - Zrobiłbyś kawę albo coś...
    Niewielkie stworzenie miałknęło przeciągle domagając się uwagi. Lena przyciągnęła do siebie młode zwierzątko i mogła poczuć jak mruczy, wyraźnie pocieszony delikatnym głaskaniem. - Jesteś bezużytecznym kłębkiem kłaków, wiesz? - Patrząc na kota, Lena na nowo odtworzyła w głowie powrót do domu.



*

- Kobieto nie wierć się tak, bo cię zrzucę z tych schodów. - Lena zaśmiała się głośno wtulając się w twarde mięśnie klatki piersiowej Holmesa. - Musisz mieszkać na czwartym piętrze w bloku z zepsutą windą? - Usłyszała jego narzekanie, na co tylko wymruczała coś bez ładu i składu. 
   Niestety dwie próby jej samodzielnego wejścia po schodach kończyły się tragicznie.
- GdziezgubiłeśSarah? - Lena próbowała zadać to pytanie szybko, póki w żyłach oprócz ogromnej senności płynęła również odwaga.
- Sarah co? - Holmes przystanął w drzwiach do jej mieszkania. - Jezu... ile przytyłaś przez te wakacje? - Dodał ważąc ją na rękach.
- Hej! - Miała nadzieję, że zabiła go wzrokiem, jednak ten zaśmiał się próbując trafić kluczem do zamka. - Dobra, postaw mnie... - Próbowała wyrwać się z jego ramion. Russell tylko wzmocnił uścisk popychając otwarte już drzwi. 
- Już jesteśmy na miejscu. - Rzucił praktycznie biegnąc przez małą przestrzeń mieszkania. Lena próbowała obliczyć ile złocistych wypił Amerykanin, lecz spowodowało to tylko zawroty głowy, więc szybko porzuciła matematyczne rozmyślania.
- Ała! - Krzyknęła, kiedy Holmes bezceremonialnie rzucił ją na łóżko i sam padł tuż obok. W głowie czuła potworny helikopter. Wiedziała, że kiedy tylko podniesie głowę, skończy się to tragicznie. 
     Patrzyła więc tylko na Russella, który leżał na brzuchu z zamkniętymi oczyma oddychając głęboko. 
     Tajemnicza siła pokierowała jej dłoń na opalone ramię Amerykanina. Lena odczuwała przyjemność z dotyku ciepłej skóry chłopaka pod opuszkami palców. 
     Nawet nie pamięta co poczuła jako pierwsze - poruszenie bicepsa czy skupienie jego wzroku na sobie. Znieruchomiała obserwując w półmroku ruch szczęki Holmesa. O mało nie podskoczyła na łóżku, kiedy poczuła delikatny dotyk jego dłoni na podbródku. 
    Serce zabiło jej jak dzwon kościelny, kiedy podniósł się z miejsca i nachylił nad jej zaskoczoną twarzą. Co się dzieje? Śni? Ma omamy alkoholowe? 
    Nie budźcie jej w takim razie... Ponieważ kiedy usta Russella złączyły się z jej własnymi była pewna, że odleciała daleko... daleko...
    Czuła jego ciężar, kiedy przykrył ją swoim ciałem pogłębiając pocałunek. Trzymała w dłoniach jego głowę, by po chwili wpleść palce w krótkie włosy Amerykanina. 
    Nim zdołała złapać krótki oddech pomiędzy gorącymi pocałunkami, poczuła jego dłonie na udach i odruchowo zamknęła jego biodra w uścisku swoich nóg.
    Nie myślała, po prostu oddawała pieszczoty i pocałunki, jak gdyby była to ostatnia rzecz, którą miała w życiu zrobić. Nie mogła myśleć kiedy w głowie jej szumiało, a żyły wypełniał płynny ogień.
    Do uszu Leny dotarł jednak nieznośny dźwięk telefonu, który boleśnie wyrwał ją z nieznanej, pozaziemskiej rzeczywistości. Otworzyła oczy, czując jak Russell sztywnieje i odsuwa się od niej. Na jego twarzy wypisany był szok. Oddychał głęboko, a Lena mogłaby przysiąc, że pomimo ciemności, dostrzega na jego spuchniętych ustach ślady ciemnoczerwonej szminki. 
    Potrząsając głową sięgnął do kieszeni spodni i odebrał telefon.
- Już wracam, stary. - Jego głos był ochrypnięty. Słuchał skupiony odpowiedzi przyjaciela.
   Wzrok Leny przykuła zawieszka na jego łańcuszku. Drżącą ręką złapała mały, mieniący się przedmiot. Jej serce zrobiło potrójne salto. Była to mała literka "S".
    "S" jak Sarah, długoletnia narzeczona Russella.
- Nie przychodź, jutro jej oddamy. - Lena ledwo zarejestrowała, jego dłoń nakrywającą jej palce trzymające złotą zawieszkę. Jednak nie potrafiła mu spojrzeć w oczy. Sobie prawdopodobnie już też nie spojrzy... nigdy. Jak oni mogli?
- Twoja kurtka została w samochodzie Matta. - Jego głos przerwał ciszę. Lena nawet nie zorientowała się, że wstrzymuje oddech, póki z jej oczu nie popłynęły gorące łzy. Wyślizgnęła się spod ciężaru ciała Holmesa i odwróciła się do niego plecami zwijając się w kłębek.
- Lena, błagam nie płacz... przepraszam... - Czuła jego dłoń na ramieniu, jednak nawet nie drgnęła. Zarówno jej ciało jak i umysł dotknął całkowity paraliż. - Muszę już iść... Mam nadzieję, że nie zepsułem wszystkiego między nami?
    Jego pytanie zostało bez odpowiedzi. Lena czuła ruch materaca, kiedy mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca, jednak nie słyszała jego kroków. Poczuła tylko muśnięcie policzka i cichy szept.
- Śpij dobrze, porozmawiamy jutro...

*

    Lena całkiem inaczej wyobrażała sobie ten dzień. Miała wyglądać jak milion dolarów, przechodząc obok ex narzeczonego z dumnie podniesioną głową. Jednak kiedy dotarła ledwo na czas na Podpromie, ubrana w pierwsze lepsze ciuchy, bez jakiegokolwiek makijażu na sobie, wiedziała że jej misterny plan poszedł w pizdu, jakby to powiedział pewien pan Siara.
    Spotkanie miało się odbyć na hali, gdyż tylko ona mogła pomieścić wszystkich zawodników, sztab i dużą część sponsorów, bez zbędnego kiszenia się w pomieszczeniu.
    Lena zdecydowała się jechać swoim samochodem, jednak przez całą drogę modliła się tylko, by nikogo nie zabić. Pomimo przedawkowania najsilniejszych leków przeciwbólowych, głowa bolała ją jak diabli.
    Dotarła jako jedna z ostatnich. Na szczęście nie zwróciła na siebie większej uwagi, gdyż halę wypełniał gwar rozmów. Jednak szukając miejsca dla siebie jej wzrok padł na Niego.
    On też na nią spojrzał, odrywając się od rozmowy z Nowakowskim i Drzyzgą. Na jego twarz wypełzł nieznaczny uśmiech, kiedy skinął głową.
    Uśmiech... on się do niej uśmiechał! Lena poczuła jak serce bije jej głośno w piersi, pompując złość do żył. Spodziewała się, że zaleje ją gama gwałtownych emocji na jego widok, ale ku jej uldze była to główne złość, która przyćmiła smutek.
     Udała się więc z obojętnym wyrazem twarzy do chłopaków, z którymi pracowała tworząc telewizję Resovii. Siadając obok nich, powinna wiedzieć,że bez komentarzy się nie obejdzie.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Marcin, wszechstronnie uzdolniony informatyk. Lena miała nadzieję, że nie wygląda jednak tak źle jak to sugerowały wszystkie spotkane po drodze lustra.
- Kac morderca... - Rzuciła z porozumiewawczym spojrzeniem.
- Czyli udana noc? - Niewiadomo dlaczego chłopak dalej dążył temat.
- Nie ma o czym gadać... - Dziewczyna wtopiła się w niewygodne, plastikowe siedzenie, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty opowiadać o czymkolwiek.
- Daj jej spokój Marcin. Przecież widać, że chłopa nie miała... Albo jakaś pipa jej się trafiła... - Dodał Karol ze znaczącym uśmiechem. Lena z miejsca spiorunowała go wzrokiem, jednak gdy już miała powiedzieć w jak urocze miejsce może ją pocałować, poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
- To chyba twoje... - Czarna skórzana kurtka zajęła jej większość pola widzenia. Spojrzała w górę, na mężczyznę trzymającego jej zgubę. Uśmiechał się do niej lekko speszony Matt. Ubrany w luźną, białą bokserkę, która podkreślała jego umięśnione ramiona i krótkie ciemne spodnie.
- Dzięki... - Lena odebrała swoją własność, czując jak jej policzki przybierają żenującą, czerwonawą barwę. - I przepraszam za wczoraj... dzisiaj. Trochę mnie poniosło. - Choć nie mogła tego widzieć, wiedziała, że Marcin z Karolem wymieniają porozumiewawcze kuksańce w żebra. Spuściła tylko wzrok, pragnąc wyparować ze swojego miejsca.
- Nic się nie dzieje, Russ też był nieźle wstawiony... - Poczerwieniała jeszcze bardziej na wspomnienie o Holmesie. Na szczęście nie widziała go nigdzie w pobliżu, a więc ich konfrontacja siłą rzeczy została odłożona w czasie.
- Taa...- Odpowiedziała cicho, mając nadzieję, że Amerykanin nie ma żadnych podejrzeń dotyczących nocnych wydarzeń u niej w domu.
- Można się przysiąść? - Zapytał na całe szczęście porzucając temat.
- Jasne... - Lena zdjęła swoją torebkę z siedzenia obok, robiąc mu miejsce. Zdążyła jeszcze zapoznać go z chłopakami, po czym prezes prosił wszystkich o ciszę.
     Na jej nieszczęście Bartosz zwany także Kurkiem siedział tylko trzy rzędy niżej i nie mogła się powstrzymać od wypalania wzrokiem dziury z tyłu jego dużej głowy.

- O czym oni w ogóle mówią? - Głos Matta wyrwał ją z głębokiego transu. W ciągu ostatnich trzydziestu minut, ziewała średnio trzy razy na minutę.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia... 
- Ok, jakby mnie o coś pytali, powiem że tłumaczka nawaliła. - Amerykanin przeciągnął się sennie. Lena domyślała się, że chłopak jest w jeszcze gorszej sytuacji niż ona, nie rozumiejąc ani słowa z wszystkich przemów.
- Jak będą mówić o premiach, to przetłumaczę. 
    Anderson pokazał jej język i rozejrzał wokół siebie. - Nie wiesz, co się dzieje z Russem?
     Lena przełknęła głośno ślinę, starając się zachować neutralny wyraz twarzy.
- Nie mam zielonego pojęcia... - Dziewczyna poprawiła włosy i odchrząknęła. - Mówił coś wczoraj... to znaczy dzisiaj... jak go odwoziłeś?
- Zachowywał się trochę dziwnie... - Anderson patrzył na nią ze zmarszczonym czołem. Serce Leny po raz kolejny wykonało salto.
- Mhmm... Może musiał zostać z Eric'kiem... - Dodała Lena, poprawiając się na krześle. Odwróciła wzrok, gdyż nie mogła już znieść badawczego wzroku Amerykanina.
- Pokłóciliście się? - Zapytał ściszonym tonem. Nałkowskiej zrobiło się nagle gorąco i duszno. Czyli Matt czegoś się domyślał. W sumie wyglądał na takiego, co posiada mózg, więc nie dziwota.
- Nie... a poza tym to nie twoja sprawa. - Rzuciła być może ostro, ale chciała jak najszybciej porzucić temat.
- Przepraszam, po prostu to nie podobne do Russa... - Lena wzruszyła ramionami. Sama była ciekawa co się dzieje, ale nie chciała pokazać tego po sobie. Kątem oka dostrzegła jak Matt ukradkiem wyjmuje telefon i pisze smsa do przyjaciela.

   Spotkanie trwało w nieskończoność. Oczy Leny łzawiły od niewyspania, a głowa pulsowała żywym bólem. Pragnęła tylko położyć się w łóżku i przespać resztę dnia. Jednak musiała podwieźć Weronikę na dworzec i zrobić małe zakupy do domu, ponieważ jej lodówka świeciła pustkami. Nie miała pojęcia jakim cudem uda jej się poprowadzić samochód, skoro oczy same jej się zamykają.
- Russ napisał, że musiał zostać z Eric'kiem... - Amerykanin przeciskał się za Leną do wyjścia z hali. Jego ogromna sylwetka sylwetka górowała nad metrem siedemdziesiąt Nałkowskiej. Czuła się przez to malutka i jeszcze bardziej drobniejsza niż była w rzeczywistości. Zupełnie jak za dawnych lat...
- Tak jak podejrzewałam... - Rzuciła przeciskając się między trzema dwumetrowymi osobnikami. Już widziała oszklone drzwi prowadzące do wyjścia, kiedy do jej uszu dotarło głośne wołanie.
- Lena! Stój! - Wiedziała, że biegnie do niej Ignaczak, zanim jeszcze się obejrzała.
- O, cześć! Krzysiek jestem! - Uśmiechnięty libero przedstawił się nowemu koledze z drużyny. Lena tylko stąpała z nogi na nogę, kiedy wdali się w krótką wymianę zdań. Już miała się wtrącić, kiedy trzymany w ręce telefon zaczął wibrować.

"Zaparkowałem obok twojego samochodu, możemy chwilę porozmawiać?"

     Wpatrywała się w wiadomość od Russella przez dobrą minutę. W tym czasie cały świat przycichł, powodując, że Lena rejestrowała tylko głośne bicie swojego serca. Miała nadzieję, że nie będzie musiała stawiać czoła Holmesowi przynajmniej dzisiaj. Nie miała na to siły i odwagi.
    A jednak drżącymi rękoma odpisała krótkie "ok" i obserwowała jak jej wiadomość zmienia status z wysyłanej na dostarczoną i w końcu przeczytaną. Nawet nie wiedziała, że była o coś pytana, póki nie zobaczyła ręki Krzyśka machającej jej przed twarzą.
- Ziemia do Leny!
- Słucham ja ciebie... - Lena schowała telefon i uśmiechnęła się, próbując opanować nerwy.
- Jutro. Integracja. U mnie. Grill. Dwudziesta. - Rzucał hasztagami jak najlepsze instagramowe modelki. Lena tylko wywróciła oczami.
- Postaram się być... ale muszę lecieć teraz...
- Obecność obowiązkowa, jak co roku, pamiętajcie! - Ignaczak rzucił do dwójki towarzyszy zacierając ręce. - A ty, Mattew, to nawet nie myśl, że się wywiniesz... trzeba ci z Bartkiem chrzest na Resoviaka zrobić... - Słysząc imię byłego Lena napięła się jak struna. No tak, do przewidzenia był fakt, że Kurek będzie obecny na legendarnym grillu u Igły. Zagryzła wargi czując na sobie wzrok Amerykanina. W przeciwieństwie do Krzyśka, on wiedział o jej relacji z Bartkiem.
- Nic nie obiecuję... uciekam, paa! - Nie czekając na odzew Lea odwróciła się na pięcie i próbowała dotrzeć do wyjścia. Z tym, że kluczowe słowo to "próbowała". Odwracając się, zderzyła się ze ścianą, a raczej... z górą mięśni.
- Przepraszam! - Rzuciła podnosząc szybko torebkę.
- Nic Ci ie jest? - Poczuła na ramieniu ciężką dłoń pomagającą jej wstać. Ale wiedziała, że ten głos może należeć tylko do jednej osoby.
    Z miliona rzeczy, na które mogła wpaść, musiał to być akurat jej były narzeczony.
Zrobiło jej się duszno, a wzrok rozmazał się w ciemną plamę. Miała wrażenie, że zaraz zasłabnie, robiąc ze złego dnia prawdziwą katastrofę nuklearną.
     Nie wiedziała, jakim cudem udało jej się utrzymać równowagę. Nie potrafiła też stwierdzić jak udało jej się spojrzeć w oczy Bartkowi. Ale założyła torebkę na ramię i jak gdyby nic podniosła dumnie głowę.
- Wszystko ok, przepraszam śpieszę się... - Już go wymijała, kiedy złapał ją za nadgarstek, przytrzymując w miejscu.
- Lena... możemy pogadać? - Dlaczego nagle wszyscy chcą z nią gadać? Przełykając głośno ślinę spojrzała w jego oczy, które przed laty kochała tak bardzo...
    Czuła, jak emocje zaciskają się niczym imadło na jej szyi powodując odcięcie powietrza. Musiała stąd uciec i to szybko.
- Nie, nie możemy, spieszę się... - Wyrwała rękę z jego uścisku i cofnęła się do tyłu patrząc to na niego, to na Andersona. W pobliżu nie widziała już nikogo innego.
     Przed oczami stanęła jej bliźniacza sytuacja. Ona, Bartek Matt... no i bezimienna ruska dziwka. Miała ochotę się roześmiać głośno, dając upust kłębiącym się w niej nerwom. Jednak tylko nabrała powietrza do płuc i pobiegła do wyjścia z hali jednym z najszybszych sprintów swojego krótkiego życia. Przez całą długość dłużącego się korytarza czuła na sobie palący wzrok dwójki mężczyzn.


***

Jest i dwójka!
Nie będę pisać długo, bo jestem wykończona... Także powiadomienia będę rozsyłać jak się wyśpię... Apropo.
Chyba stworzę jakąś listę, dla tych, którzy chcą takie info dostać, bo już się gubię :D
BARDZO proszę o zostawianie po sobie śladu... wystarczy nawet kropeczka w komentarzu!
Opinie na temat tego rozdziału również mile widziane.... Jestem świadoma, że za dużo się nie dzieje, ale muszę przetrwać jakoś ten początek... :D
Miłego czytania :*

Ode mnie, dla Was.... tańczący Mattew :D




P.S Cieszycie się tak jak ja, że Matt zrezygnował z tej brody? (Zarost miał cudny, ale ta broda to już była przesada...)