piątek, 4 listopada 2016

5. "You know you make my world light up"



Matt


- Młody, dopóki nie nauczysz się wystawiać, nie będę grał z Tobą w jednej drużynie! - David Lee teatralnie ujął się pod boki i z miną obrażonej divy operowej tupał nogą obok swojej szafki w szatni. Zgromadzeni w niepachnącym różami pomieszczeniu mężczyźni wybuchnęli śmiechem potakując doświadczonemu koledze.
- Po prostu nie nadążasz już i tyle... - Westchnął Micah Christenson ściągąc z siebie koszulkę. - Ale ja rozumiem... w twoim wieku... kości już nie te same... - Dodał wywołując głośne "uuu" w pomieszczeniu.
- Młody chyba trzeba dać ci klapsa... Ta dzisiejsza młodzież... Zero szacunku do starszych! - Narzucił na ramię ręcznik i zniknął w jednej z kabin prysznicowych.
    Anderson uśmiechnął się pod nosem chłonąc luźną atmosferę panującą wśród chłopaków. Sam należał już do starszego pokolenia reprezentacji, ale wśród swoich kolegów i przyjaciół zwykle czuje się co najmniej dziesięć lat młodszy. Dzieje się tak ponieważ kiedy tylko do drużyny zostają zwerbowani młodzi chłopcy od razu zarażają swoim entuzjazmem resztę gromady.
      Sam pamiętał swoje początki w seniorskiej kadrze. Energia roznosiła go od środka popychając do dawania z siebie absolutnego sto procent na treningach i meczach. Ta pasja towarzyszy mu przez całe życie, choć czasem delikatnie przygasa. Nigdy jednak nie pomyślał, że jako sportowiec może zakończyć przedwcześnie swoją przygodę z siatkówką, będąc w pełni sił. Dopiero jakiś czas temu zaczął rozmyślać nad swoją przyszłością po zakończeniu kariery, ale na obecną chwilę nie miał żadnych konkretnych planów.
     Dzisiejszy trening nie należał do lekkich i przyjemnych. Po ciężkich dniach wylewania hektolitrów potu na siłowni przyszedł czas na szlifowanie techniki i precyzji. W rezultacie po kilku godzinach ćwiczeń z piłką i rozegranym półgodzinnym minimeczu Matt nie miał siły na nic, podobnie jak większość jego kolegów. Oczywiście byli również tacy ludzie jak Christenson czy Aaron Russell, którzy włączyli jakiś rap i dawali energetyczny pokaz swoich umiejętności.
     Matt cieszył się, że to już ostatni trening na dziś i może spokojnie zjeść i iść spać by odpocząć po całym dniu.
     Układał swoje rzeczy w sportowej torbie, kiedy z bliżej nieokreślonej kieszeni usłyszał wibrujący telefon.
- Szlag, gdzie ja go włożyłem... - Wymamrotał przewracając do góry nogami zawartość wszystkich przegród i kieszeń.
- A mówią, ze tylko kobiece torby przypominają w środku czarną dziurę... - Usłyszał po swojej lewej Holmesa, który patrzył z zainteresowaniem na jego poczynania. Starszy kolega już spakowany czekał na Andersona, Maxa Holta i swojego kolegę z pokoju, Paula Lotmana który jeszcze w ubiegłym roku był zawodnikiem Resovii.
- To musisz mnie przeszkolić w przeszukiwaniu tego bajzlu... - Matt w końcu zokalizował smartphon w jednej z wielu wewnętrznych kieszonek. Po odblokowaniu ekranu zobaczył nową wiadomość od Leny. Ze zdziwieniem zobaczył zdjęcie pewnej paprotki... Mógł zaobserwować, że niektóre z liści nabrały zdrowszych, zielonych kolorów, martwe pędy zniknęły a w ich miejscach zaczęły kiełkować nowe.
Pod zdjęciem był krótki podpis
" Chyba jednak będziesz miał co postawić na parapecie. Przyznaj się, nie wierzyłeś... I nie ma za co :P"
     Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który zagościł na jego twarzy. Prawda, nie wierzył że roślina w ogóle żyje, nie mówiąc już o możliwości jakiejkolwiek efektywej kuracji.
- Nie wiedziałem, że zaciągnąłeś się do koła ogrodników... - Usłyszał obok ucha Holta, swojego współlokatora. Bardzo wkurzającego współlokatora...
- Bardzo śmieszne... Dałem koleżance paprotkę od Russella, bo się uparła, że ją ożywi... - Tłumaczył się, czując na sobie natychmiast spojrzenia kilku par oczu.
- Nie chcesz nam chyba powiedzieć, że próbujesz wyrwać laskę na jakieś paprotki... - Lotman, wieczny żartowniś musiał oczywiście zabłysnąć. - Róże czy jakieś tulipany byś jej dał, a nie...
- Po jaką cholerę dałeś jej moją paprotkę? - Dodał Holmes z miną studenta filologii na wykładzie z fizyki kwantowej.
- Jezuuu dajcie spokój, wzięła ją do siebie pod moją nieobecność, żeby miała jakiekolwiek szanse na przeżycie... Uparła się i...
- Nie miałeś szans. Znając Lenę... rozumiem doskonale. - Holmes wywrócił oczami. Matt wzruszył ramionami odpisując na wiadomość.
" Jesteś cudotwórczynią, chylę czoła. Nie masz co robić w środku nocy?"
Matt uznał, że jeśli różnica między Chicago a Rzeszowem wynosi 7 godzin, to u Nałkowskiej musi być bardzo późna pora.
- Jaka Lena? - Ciekawski Max już dokonywał wywiadu środowiskowego. - Czy jest coś o czym nie wiem?
    Matt popatrzył na Russella szukając wsparcia, jednak ten również popatrzył na niego dosyć podejrzliwie. Wzdychjąc zarzucił torbę na ramię i schował dłonie w kieszeni bluzy.
- Lena to nasza wspólna koleżanka z Resovii, pracuje w klubie i okazało się, że mieszkamy obok siebie. Tyle. Coś jeszcze? - Widać było, że mózg Holta potrzebuje czasu na przetrawienie tak wielkiej ilości informacji. Przez trzy długie sekundy blondyn patrzył się na niego mrugając rytmicznie. W końcu wzruszył ramionami i skierował się w stronę wyjścia.
- Pozdrów ją ode mnie. - Russell rzucił pod nosem idąc w ślady Holta. Anderson zadowolony, że nie skupia już na sobie uwagi również wyszedł z szatni czytając kolejną wiadomość od koleżanki.

Lena



" Sen jest dla mięczaków. Robota sama się nie zrobi"

      Nałkowska chciała płakać patrząc na stosik dokumentów porozrzucanych po całym łóżku. Oczywiście jedyne na co miała ochotę w tym momencie to przytulenie się do poduszki i odpłynięcie w krainę błogiego snu.
      Jak to zwykle bywa, z kilkuminutowej roboty zrobiła się kilkugodzinna przeprawa przez papiery.
       W oparciu o umowy z wszystkimi zawodnikami i trenerami musiała przygotować plan promocji drużyny poprzez media społecznościowe. Kiedy odkryła, że prawie każda z umów inaczej opisuje kontakt zawodnika z mediami, wiedziała, że jest głęboko w dupie.
     Tak więc wypisała na kartce kilka pomysłów, jednak nie miała pojęcia jak wprowadzić je w życie, gdyż grafik na sezon był już i tak nadźgany dodatkowymi zajęciami dla zawodników. Nie mogła dodatkowo zabierać im dużo prywatnego czasu.
     Czuła w kościach, że i tak wszystko wyjdzie jak w poprzednim sezonie czyli 90% spontan i improwizacja z jej strony.
       Żeby nie było, że noc była bezsensownie nieprzespana i zupełnie nieproduktywna zabrała się do kreślenia ostatnich notatek i uwag które będzie musiała przedyskutować z resztą ekipy i prezesem. Usłyszała również wibrowanie telefonu gdzieś na poduszce, więc szybko sięgnęła po aparat.
     Jednak nie natrafiła ręką na telefon... Wręcz przeciwnie, gdyż poczuła na skórze dłoni miękkie i ciepłe futerko....
      Oczywiście że Loki zrobił sobie posłanie z jej poduszki.
- Tak?
- Nie jestem ekspertem, ale nawet najlepsi ogrodnicy o tej porze przytulają poduszki... - Uśmiechnęła się na dźwięk niskiego głosu Matta. Choć jego ton był znacznie zniekształcony przez telefoniczne połączenie, Lena i tak uwielbiała go słuchać.
- Żaden ze mnie ogrodnik, ale miałam trochę papierkowej roboty. - Już gdy wypowiadała zdanie w czasie przeszłym zaczęła sprzątać papiery porozwalane na łóżku. - Ciężki trening? - Zapytała wyczuwając w jego głosie znużenie.
- Nic nowego, ale ci młodzi dają w kość... - Westchnął jak rasowa pani z poczekalni do lekarza.
- Odezwał się staruszek... - Lena oparła się na łokciu obserwując Lokiego, który kręcił się w miejscu i pogruchiwał, wyraźnie niezadowolony że ktoś śmiał przerwać jego drzemkę.
- Mam już swoje lata, wiesz... - Zaśmiała się na te słowa. Przecież była tylko kilka lat młodsza.
- Ja i Loki się nie zgadzamy... - Dziewczyna pogłaskała czarnucha po policzkach, by choć trochę go udobruchać.
- Mówisz o tym stworku, który ma na koncie kilka zamachów na moje życie? - W głos Amerykanina wkradł się melodramatyczny ton. Lena zaśmiała się, przypominając sobie jak Loki kilkakrotnie wbił się pazurami w nogi Matta, czy też jak złtowrogo warczał na jej gościa z różnych części pokoju.
- Oj przestań, bez nogi czy ręki przeżyłbyś... nie moja wina, że jest zazdrosny o każdego faceta w moim pobliżu. - Dodała z teatralnym westchnieniem.
- To ja nie chce być w skórze twojego faceta...
- Nie mam faceta, więc Loki nie musi czuć się zagrożony... - Jakby na potwierdzenie jej słów, kot rozciągnął się w poprzek łóżka i znieruchomiał próbując znów zasnąć. - A poza tym, to myślę, że ma uprzedzenie do mężczyzn bo poprzedni właściciel go katował. Także nie bierz tego do siebie.
- Musi się nauczyć, że nie wszyscy mężczyźni są wyrodnymi świniami. - Miała wrażenie, że Anderson nie mówi tego tyko w odniesieniu do jej pupila. Przygryzła wargę nie chcąc wdać się w zbędną dyskusję.
- Taaa... - Wydusiła opadając na łóżko.
- A tak w ogóle, to masz pozdrowienia od mordercy paprotek.
     Sekundę zajęło Lenie rozwiązanie zagadki o kogo chodzi. Kiedy tylko przed oczyma zobaczyła uśmiechniętą twarz Holmesa, jej serce zabiło kilkanaście razy szybciej. Nienormalna, chora reakcja. Ale była tylko człowiekiem, tylko kobitką która zadużyła się w przyjacielu.
    Przełknęła ślinę zanim zebrała się na jakąkolwiek wypowiedź.
- Czyli wie, że jego ofiara dostała drugą szansę...
- Taa... Był w takim samym szoku jak ja. Możesz sobie przypisać zasługę. - Lena roześmiała się nerwowo, wiedząc, że brzmi sztucznie.
- Mam nadzieję, że nie znajdzie innej biednej rośliny do zabicia.
- Może w takim wypadu mój parapet zyskałby mieszkańców. - Lena ledwo usłyszała to zdanie przez gwałtowny szum w słuchawce. Domyśliła się, że Matta właśnie otoczyli koledzy.
- Pozwól mi zadbać o twój parapet. Żadne rośliny przy tym nieucierpią. A Russowi możesz przekazać, że ma ze mną kosę.
- Jasne, już mu przekazuję... Teraz muszę kończyć... i mam taką prośbę...
- Tak?
- Idź już spać. Odpocznij trochę, papiery nie uciekną...
- Wiem, wiem mądralo. Właśnie to zamierzam zrobić. - Uśmiechnęła się pod nosem obserwując nocną panoramę osiedla przez okno. Nie zauważyła żadnego światła w osiedlowych blokach. Ze zdziwieniem stwierdziła, że chyba ona jedyna ma inne zajęcie o 3 w nocy poza snem.
- No mam nadzieję, spokojnej nocy...
- Wzajemnie.


    Przez cały rannek i popołudnie chodziły za nią trzy słowa: urlop na żądanie.
     Nie chodziło tylko i wyłącznie o fakt niewyspania. Dodać do tego ulewę, gwałtowny spadek temperatury i ciśnienia oraz pierwszy dzień miesiączki i mamy Lenę w swojej niezbyt dobrej odsłonie.
     Mieszanie kawy z lekami przeciwbólowymi nie dało jej nic poza buntowaniem się żołądka i jeszcze gorszym samopoczuciem. Jej przełożona również zmyła jej głowę za niedoprecyzjonowany plan promocji drużyny. Na szczęście wysłuchała argumentów Nałkowskiej i reszty jej drużyny i obiecała skierować sprawę "do góry".
   Nie zmieniło to faktu, że o godzinie 16:05 Lena wlokła się półżywa do auta marząc o swoim ciepłym i wygodnym łóżku.
     Nie zwróciła uwagi, na to że oparty o bok jej yariski stoi wysoki mężczyzna, który nie odrywał od niej wzroku od kiedy tylko weszła na parking.
- Lena, musimy porozmawiać. - Podskoczyła czując gwałtowny skok ciśnienia.
     Drzwi po stronie kierowcy blokował jej Kurek.
      Bartek Kurek. A minę miał zaciętą.


~~~~

   Krótko jak na mnie, wiem.
Ale za to jest trochę Matta :D
Nie mam czasu na nic, studia + praca? Nie polecam, really.
Widzę, że trochę mi spada zainteresowanie blogiem. Może to przez historię? Czy nie chce wam się długo czekać na rozdział?
Nie wiem, piszę dla tych, którzy znajdują kilka minut czasu w życiu zeby napisać mi kilka słów pod rozdziałem, to jest naprawdę bardzo dla mnie ważne ;)
Jeszcze raz więc zachęcam do pozostawiania po sobie śladu.
Powiadomienia prześlę mam nadzieję że w piątek po zajęciach.
Buziakiiiiiiiiii :*


P.S. Matt i jego piłka. Związek idealny?
PPS. Tak, chciałabym się znaleźć na miejscu piłki... marzyć nie wolno?




środa, 28 września 2016

4. There's a cold heart, burried beneath, and warm blood, running deep.



- Czyli on zostawił ją a później wpadł w depresję?
- Nie! Ile razy mam ci jeszcze powtarzać? - Lena westchnęła zniecierpliwiona, po raz kolejny szykując się do sprostowania historii o Andersonie. - Nawet nie wiem po co ci o tym opowiadam...
   Usłyszała od Ani, swojej sąsiadki lekceważące "oj tam oj tam", po czym ta z błyszczącymi oczyma po raz kolejny skupiła na niej uwagę.
- Kim miała dość Rosji i ogólnie była na niego zła, że cały dzień spędza na treningach, albo w ogóle go nie ma w domu. Matthew wybrał jednak karierę więc spakowała się i wyjechała, przy czym nawet nie próbował jej zatrzymywać... - Lena patrzyła w milczeniu jak Ania rozlewa na dwa kieliszki pozostałość drugiej butelki wina. Minął trzeźwy tydzień od grilla u Igły, więc nie odmówiła sobie spokojnego wieczoru z odprężającym dodatkiem alkoholu.
- Jak można takiego faceta zostawić... - Skomentowała Ania bawiąc się włosami.
- Ja tam się nie dziwię... - Lena poprawiła się na swoim miejscu. Sama nie zniosłaby życia w obcym kraju z chłopakiem będącym bez przerwy nieobecnym.
- Lena... - Nagle Ania przybrała śmiertelnie poważny wyraz twarzy i przybliżyła się do Nałkowskiej. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że Amerykaniec na ciebie nie działa...
- Że co? - Lena skrzywiła się na niedorzeczne pytanie koleżanki. Czy Ania piła więcej od niej?
- Nigdy nie myślałam, że jesteś homo... ale jeśli... to wiesz... pogadajmy... - Lenie tylko szczęka opadła na wypowiedź koleżanki - Będę cię wspierać... już nie musisz się...
- Anka! Na Litość Boską! - Lena wybuchła, zatrzymując tyradę koleżanki. - Niestety nie interesują mnie dziewczyny, chociaż mam wrażenie, że ułatwiłoby to sprawę... - Westchnęła Lena pijąc duży łyk czerwonego trunku. Przed oczami mieszały jej się twarze Bartka, Russella, jej żałosnych partnerów i wszystkich mężczyzn napotkanych w swoim krótkim życiu. Do czego byli jej potrzebni?
- Ja tam sobie nie wyobrażam upojnej nocy bez faceta w łóżku... - rzuciła Ania osuwając się na swoje miejsce.
- Masz rację. - Lena zagryzła wargi szukając wzrokiem nowej butelki wina. - Przypomniałaś mi, jak bardzo ubogie jest od kilku miesięcy moje życie towarzyskie... - Nic dziwnego, że kiedy Russell wylądował w jej łóżku, nie zdołała utrzymać rąk przy sobie. Zaczerwieniła się na samą myśl o tym zdarzeniu. Oczywiście nikt poza nią i Russem nie był świadomy tego co stało się po imprezie ponad tydzień temu. Lena miała nadzieję, że tak już zostanie.
- A mówiłaś, że nikogo do szczęścia nie potrzebujesz...
- Bo to prawda... jedynie moje hormony nie chcą się zgodzić... - Obydwie spojrzały się na siebie z perfekcyjnym zrozumieniem.

- Ale na pewno nie chcesz, żebym cię odprowadziła? - Ania stała oparta o kuchenny blat, podczas gdy Lena wiązała swoje białe conversy.
- Myślę, że się nie zgubię... mieszkam piętro niżej... - Po wygranej batalii ze sznurówkami, Lena podniosła się i spojrzała na sąsiadkę.
    Na Anię zdecydowanie mocniej zadziałało wino. Przysypiała przed telewizorem, jak również jej motoryka ruchu została zaburzona. Lena natomiast poza rozbieganymi myślami, niewielką sennością i chęcią zapalenia nie czuła się bardzo wstawiona. Udała się do wyjścia szukając w kieszeni swetra paczki papierosów.
     Naprawdę chciała rzucić. Nie pomagały jej niestety plastry i pseudo cudotwórcze gumy. A w tak ciężkich czasach, zamiast palić mniej paliła niestety więcej.
- Ok, to miłej drogi ze schodów życzę. - Ania przecierała twarz odprowadzając ją do drzwi.
- Dzięki, na pewno będzie niezwykle emocjonująca, dobranoc. - Zimne powietrze klatki owiało jej twarz, leciutko ją orzeźwiając.
- Pozdrów Lokiego! - usłyszała pokonując pierwsze stopnie schodów.
    Zatrzymała się przed drzwiami mieszkania, jednak zawahała się z kluczami w ręku. Miała ochotę na spacer. Szczególnie kiedy pomyślała, że być może w tym roku już nie będzie okazji ze względu na nadejście jesiennego frontu. Nie myśląc dłużej wróciła do schodów i rozpoczęła drogę w dół.
    Nie mogła powstrzymać nagłego przebłysku bardzo starego wspomnienia.


*

    To był ogromny błąd! Jak ona mogła porzucić praktycznie całe swoje bezpieczne życie i podążyć za Bartkiem do Bełchatowa? Postawiła wszystkie swoje karty i zawierzyła się jednej, jedynej osobie.
Przecież go kochała tak mocno. Być może oślepiło ją jej uczucie. Zostawiło beznadziejnie bezbronną i w dodatku naiwną.
    Ale nie spodziewała się, że kiedy tylko los ześle pierwsze trudności, Bartek zachowa się jak ostatni dupek i prostak.
    Tak, to jej wina, że zapomniała wziąć kilku tabletek z rzędu. Ale każdemu mogło się to przytrafić. Lena była tylko człowiekiem.
    A poza tym, przecież nic się nie stało - nie zaszła w ciążę, o co się tak bała przez kilka dni. Nie mogąc już wytrzymać z nerwów powiedziała o tym Kurkowi, co okazało się ogromnym błędem. 
    Nigdy w życiu nikt tak na nią nie krzyczał. Widziała w jego oczach czystą furię. Strach zmieszał się z szokiem, więc tylko stała nieruchomo, odpowiadając urywkami słów na jego krzyki. W końcu wybiegł z domu trzaskając drzwiami. W tym czasie Lena zrobiła dwa testy, które pokazały na całe szczęście tylko jedną kreskę. Jednak Nałkowska tylko na moment odetchnęła z ulgą. Ocierając łzy złapała duży plecak i upchała w nim kilka sztuk ubrań oraz portfel. Miała w nim jakieś czterdzieści złotych i kartę do prawie pustego konta. Czy uda jej się wrócić do Kielc? Jeszcze nie wiedziała jak, ale po prostu musiała tam uciec. Uciec jak najdalej od niego...
    Na blacie kuchennym niedaleko wyjścia zostawiła klucze od mieszkania i dwa testy ciążowe. Wyszła nie oglądając się za siebie.
    Zagryzła wargi próbując po raz kolejny włączyć rozładowany telefon. Wystarczyłby jeden telefon do Weroniki i dostałaby jakąkolwiek pomoc. Jednak teraz została zdana tylko na siebie, z plecakiem na ramionach, rozładowanym telefonem i kilkoma groszami przy duszy. W dodatku była potwornie głodna i zmęczona, a zbliżała się dwudziesta druga. Nogi same prowadziły ją na dworzec, a żołądek krzyczał, że potrzebuje jedzenia. Jednak priorytetem był wyjazd z Bełchatowa. Zjeść mogła jutro, bezpieczna w domu.
- Przepraszam... kiedy jest najbliższy pociąg albo bus do Kielc lub okolic? - Była pewna, że wyrywa starszą panię z informacji z pasjonującej próby pokonania krzyżówki. Ta spojrzała na nią zniżając swoje okulary.
- Jutro o dziewiątej rano. - Kobieta wróciła do przerwanej czynności nie zwracając uwagi na zrozpaczoną twarz Leny. 
    I co teraz? Gdzie się udać? Do kogo iść?
Na nadmiar znajomych nie mogła narzekać. Czy może błagać o przenocowanie u kogoś z ich znajomych? Gdyby tylko pojawiła się u kogoś, kogo zna również Bartek, jej kryjówka byłaby spalona. A podświadomie wiedziała, że będzie jej szukać, kiedy tylko się uspokoi.
    Chłodne powietrze owiało jej twarz. Opustoszałe ulice nie wyglądały przyjaźnie dla samotnej młodej dziewczyny. Udała się więc w kierunku centrum miasta licząc na to, że natknie się na jakiś tani motel albo dom gościnny. Przy okazji odwiedzi bankomat i wygrzebie z konta ostatnie grosze. Może jej wystarczy na noc i powrót do Kielc. Na jedzenie nawet nie liczyła.
    Żałowała, że nie wzięła niczego cieplejszego. Wrześniowa aura była naprawdę chłodna w tych godzinach, w dodatku czuła, że lekka kurtka niestety nie chroni jej przed wiatrem. Przyspieszyła więc kroku, by rozgrzać się choć trochę, jednak była tak zmęczona, że potykała się o własne nogi.
     Ciszę przerwał odgłos silnika w oddali. Lena wiedziała, że to Kurek, więc zanim wyhamował obok niej z piskiem opon, ona już biegła ile sił w nogach przed siebie. Jednak już kilkanaście metrów później poczuła wokół siebie ogromne ramiona i po chwili już nie mogła się ruszyć.
- Puszczaj! - Krzyknęła próbując się bezskutecznie uwolnić. 
- Lena, uspokój się... przepraszam! 
- Bartek proszę cię, zejdź mi z oczu... Zostaw mnie w spokoju... - Czuła jak opuszcza ją resztka sił, kiedy nie potrafiła nawet powstrzymać Kurka przed obróceniem jej twarzą do siebie. Jednak nie podniosła opuszczonej głowy chowając zapłakaną twarz, by zachować resztki godności.
- Proszę, wysłuchaj mnie Lena. Myślałem, że oszaleję kiedy wróciłem i zobaczyłem te klucze. - Mówiąc to wcisnął jej w zaciśniętą dłoń znajomy pęk kluczy. Lena podniosła wreszcie głowę, mając nadzieję, że nie wygląda tak żałośnie, jak się czuje.
- Mogłeś nie wychodzić... - Kiedy tylko jego uścisk na jej ramionach się poluzował, wykorzystała to i wyrwała się z jego rąk. Nie podjęła kolejnej próby ucieczki, gdyż i tak byłoby to bezcelowe. - Mogłeś nie zachować się jak dupek, nie krzyczeć jak opętany. Ale przecież ty inaczej nie umiesz... - Jej głos drżał, jednak usatysfakcjonowało ją pełne skruchy spojrzenie Bartka.
- Ja naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło... Ale przecież obiecaliśmy sobie, że będziemy uważać... Jesteśmy jeszcze za młodzi na dzieci...
- Bartek, ale żadnego dziecka nie ma... przecież ci nie mówiłam, że jestem w ciąży.
- Ale mogłaś zajść... - Mięśnie otaczające usta Bartka drgały nerwowo. Wiedziała, że walczy z całych sił ze swoją nerwicą.
- A co gdybym zaszła? Założę się, że nie byłoby cię tu teraz... - Lena uśmiechnęła się krzywo, żałując, że zostawiła testy na blacie.
- Co ty za głupoty wygadujesz! Pewnie zabiłbym siebie albo kogoś na drodze próbując cię jak najszybciej zlokalizować i sprowadzić do domu, Lena... - Poczuła jego ciepłą dłoń na swojej i w momencie przypomniała sobie, że okropnie przemarzła. - Może i zachowałem się tragicznie, ale błagam cię, nawet nie myśl, że pozwoliłbym ci uciec... - Powiedział to głosem tak stanowczym, że Lena nie miała najmniejszej wątpliwości że mówi prawdę. Ale w głębi serca wiedziała, że Bartek jej nie zostawiłby w takiej sytuacji. Ale to nie tym się przyjmowała. - Powiedz mi co mam zrobić żeby to naprawić... Żebyś mi wybaczyła... 
    Znów z jej oczu popłynęły gorące łzy. Nienawidziła Bartka za to, że je wywołał i równocześnie mocno nienawidziła siebie za to, że nie potrafiła ich powstrzymać. 
- Nie wiem, Bartek nie mam pojęcia... - Z nadmiaru emocji i zimna drzała jak galaretka. Nie potrafiła zebrać myśli, chciała tylko i wyłącznie wrócić do domu... z nim.

    Stojąc pod gorącym strumieniem wody z natrysku, próbowała dojść do siebie po emocjonalnym rollercoasterze. Droga powrotna do mieszkania dłużyła jej się niemiłosiernie. Uwięziona w samochodowej klatce wypełnioną gęstą ciszą, nawet nie próbowała myśleć nad obecną sytuacją. 
     Teraz, kiedy została sama, myśli atakowały jej umysł snując różne scenariusze przyszłości. Zostanie z Bartkiem, albo wróci do domu... chociaż miała ogromny żal do Kurka, nie chciała go zostawiać. Po prostu wiedziała, że nie będzie szczęśliwa bez niego. Bo przecież kochała go do szaleństwa.
     Z drugiej strony nie wiedziała jak zniesie kolejny wybuch temperamentu chłopaka. Czy w ogóle ma siły by walczyć z jego charakterem, który kocha i nienawidzi jednocześnie?
      Myślała, że wie dokładnie w co się pakuje, ale jak to zwykle w życiu bywa, pewnych rzeczy nikt nie jest w stanie przewidzieć.
       Pozwalała, by woda wygoniła resztki chłodu z jej ciała, stojąc nieruchomo pod strumieniem, kiedy usłyszała otwierane drzwi.
        Nie odwróciła się, jednak napięła się w oczekiwaniu, aż Kurek otworzy kabinę prysznicową. Zadrżała, kiedy dotarło do jej skóry chłodne powietrze z łazienki. Odwróciła się do niego twarzą, kiedy wszedł do brodzika nie zdejmując ubrania.
- Zniszczysz ciuchy... - Lena szepnęła, sięgając do zaworu, jednak Bartek powstrzymał ją, łapiąc jej dłoń w powietrzu.
- Nie obchodzi mnie to. - Lena zagryzła usta, czując jak przyspiesza jej puls. Czuła się wręcz przytłoczona sylwetką chłopaka, nie wspominając faktu, że stała przed nim naga.
- Wybacz mi Lena, zrobię wszystko, tylko proszę daj mi szansę... - Dziewczyna zaryzykowała spojrzenie na jego twarz. Wyglądał nie tylko na zdesperowanego, ale także na smutnego i niewyobrażalnie przybitego. Jego oczy lśniły, jak gdyby od dłuższego czasu powstrzymywał łzy. 
     Lena już wiedziała, że jest stracona.
- Musisz mi coś obiecać, Bartek... - Ręka Nałkowskiej powędrowała na jego czoło i delikatnymi ruchami ogarnęła przyklejone do skroni włosy. 
- Wszystko... - Poczuła jego ręce na biodrach, kiedy obserwowała iskry rozświetlające jego spojrzenie. 
- Już nigdy mnie tak nie potraktujesz... wiadomo, że będziemy się kłócić, ale...
- Wiem, nie tak... przysięgam, że nigdy więcej się tak nie uniosę... - Wiedziała, że będzie się starać, by do takich sytuacji nie doszło. Nie wiedziała co z tego wyjdzie, jedynie tyle, że wkopuje siebie jeszcze głębiej w niebezpieczne rejony. Z nadzieją, że ich miłość będzie dla nich tarczą.
- Trzymam cię za słowo, Kurek. - Jego usta już wisiały kilka centymetrów nad jej, gdy wypowiedziała te słowa.

*

    Z nieznanych jej zupełnie powodów, dymiący się delikatnie papieros ciążył jej niemiłosiernie w dłoni. Zaciągnęła się jeden, jedyny raz, po czym poczuła mdłości i okropne uczucie na języku. Czyżby to był moment, kiedy miała wreszcie rzucić to świństwo?
    Siedząc na osiedlowej ławce w pobliżu placu zabaw obserwowała przypadkowych ludzi spędzających być może jeden z ostatnich ciepłych wieczorów poza ścianami swoich mieszkań.
     Bawiło ją zachowanie grupki nastolatków spożywających w niebywale dużych ilościach alkohol. Testowali wytrzymałość huśtawek, drabinek i innych atrakcji jedynego osiedlowego placu zabaw. Nawet przypomniała sobie własne początki zabawy z alkoholem, więc pewnie wyglądała dziwacznie siedząc sama na ławce z nieodgadnioną miną.
     Jej uwagę przyciągnęła sylwetka biegnącego w jej stronę mężczyzny. Był niezwykle wysoki, ubrany w ciemne dresy i bluzę wkładaną przez głowę bez kaptura z nieokreślonym jasnym logo. Chwilę zajęło jej rozpoznanie w luźnych ubraniach Andresona. Dopiero po chwili przypomniała sobie że miesza na tym samym osiedlu, lecz kilka bloków dalej.
     Zwolnił obok niej wyjmując słuchawki z uszu.
- Dobry wieczór! - Uśmiechnął się delikatnie zatrzymując się dokładnie na przeciwko niej. Musiał dopiero zacząć swój jogging, gdyż nie miał śladu zadyszki czy potu na skroniach. Jedynie zaróżowione delikatnie policzki.
- Cześć. - Lena musiała unieść głowę pod naprawdę dużym kątem, by móc nawiązać kontakt wzrokowy z Amerykaninem. - Fan wieczornych przebieżek?
- Nic z tych rzeczy... - Owinął słuchawki wokół telefonu i upchnął je w kieszeni. - Jutro wyjeżdżam na zgrupowanie, więc pomyślałem, że może szybciej uda mi się usnąć... Mogę? - Wskazał miejsce na ławce obok Leny.
- Jasne. - Poprawiła się na swoim miejscu przy okazji zgasiła papierosa i wyrzuciła do kosza obok. - Współczuję wam z tymi podróżami, ja ledwo znoszę wyjazdy na mecze ligowe, co dopiero po Bóg wie jakich krajach... - Lena opatuliła szyję ciaśniej swetrem.
- Po jakimś czasie po prostu przyzwyczajasz się, ale fakt miłe to nie jest. - Matt wzruszył ramionami, a po chwili dodał: - Poza tym będę przez kilka dni w domu, więc inaczej podchodzę do tej podróży. - Uśmiechnął się szeroko. W jego spojrzeniu widać było szczerą tęsknotę za domem.
- Rozumiem... - Po części dokładnie wiedziała jak to jest być daleko od bliskich, ale nie wyobrażała sobie jak to jest widywać się z nimi tylko kilka dni w roku. - A jak ci się podoba Rzeszów? Urządziłeś się już?
- Jeśli mam być szczery to nie miałem dużo czasu na zwiedzanie... ale jest tu dużo... spokojniej niż w Kazaniu. - Lena pokiwała głową widząc opustoszałe osiedlowe uliczki. - A jeśli chodzi o mieszkanie to cóż... Russell wcisnął mi swoją uschniętą paprotkę... - Lena wybuchła śmiechem, słysząc o biednej roślince, która pewnie przyjmowała przez swoje życie zbyt dużo trujących substancji, a raczej zbyt dużo "zupek" przygotowanych przez narzeczoną Holmesa, którymi on sam podlewał paprotkę, po czym nieświadoma Sarah była usatysfakcjonowana "apetytem" narzeczonego. - A poza tym wymyślnym elementem dekoracyjnym, to mieszkanie posiada łóżko, lodówkę, mikrofalówkę, fotel i telewizor. No jedynie łazienka jako tako wygląda.
- O mój Boże... może jednak tą paprotkę da się jeszcze uratować...
- Wątpię. Ale postaram się trochę urządzić jak wrócimy z Japonii. - Dodał przepraszającym tonem.
- Ty chcesz mi powiedzieć, że zostawisz tą paprotkę na pewną śmierć? - Lena rzuciła w jego stronę pełne pogardy spojrzenie. Chłopak tylko zmarszczył czoło z zabawnym grymasem.
- Yyy... ups? Ale technicznie to ona już i tak jest...
- O nie, mój drogi... - Lena wstała z założonymi rękoma. - Prowadź do pacjentki.
- Co? - Matt spojrzał się na nią jakby powiedziała mu, że krowy latają.
- Zaopiekuję się tą biedną rośliną do twojego powrotu.

- Naprawdę nie wiem, czy jest jakiś sens, żebyś sobie zwracała tym głowę... - Lena wracała już do swojego mieszkania z Amerykaninem za plecami, który uparł się, że ją odprowadzi. Przytulała do piersi brudną, niegdyś białą doniczkę z zabiedzoną paprotką.
- Ona po prostu potrzebuje trochę miłości... i nowej ziemi w doniczce. - Lena z obrzydzeniem patrzyła na skorupę z dziwnym, rdzawym nalotem.
- Dobra, może się po prostu nie znam...
- Masz rację, nie znasz się... jak reszta facetów, które ta paprotka spotkała na swojej drodze. - Skomentowała Lena zatrzymując się obok drzwi do swojego mieszania. Anderson tylko podniósł ręce do góry w poddańczym geście.
    Cisza wypełniła przestrzeń między dwójką. Lena czuła, że to jest moment na pożegnanie. Ale wtedy powiedziała jedyną rzecz, którą na szybko podpowiedział jej lekko zawiany mózg.
- Nie chcesz wejść na herbatę, czy coś? - Od razu spaliła buraka widząc zdziwione spojrzenie Andersona. Jedak nim zdążyła zapaść się pod ziemię usłyszała odpowiedź chłopaka.
- W sumie... dlaczego nie? - Nieznaczny uśmiech Andersona stopił niewielką bryłkę lodu otaczającego serce Leny.


~~~~


Jest 4 :O Z ogromnym opóźnieniem ale błagam, pomińmy ten fakt :D
Jeśli ktoś jeszcze czyta, to błagam, niech zostawi po sobie łapkę, nóżkę, rzęsę czy cokolwiek... Bardzo mi na tym zależy :)
Opublikowałam też historię na wattpad, wiem, że niektórzy lubią tam czytać... ja się dopiero przekonuję do tej strony :)
Wieczorem zabiorę się za nadrabianie zaległości u Was...
I mam małą prośbę... jeśli chcecie powiadomienie o rozdziale, to napiszcie mi gdzie mam je zostawić... Teraz będę latać i spamować bo nie wiem gdzie zostawić info, więc Z GÓRY PRZEPRASZAM :D
P.S Polecam piosenkę "The weight of us" lecącą w tle, była inspiracją dla połowy rozdziału :D

Do następnego :**

To ja zostawię takiego Matta o tutaj... :D






środa, 14 września 2016

Problemy techniczne ...

Na początek - przepraszam. Myślicie, że jestem nieobecna, ale zaglądam tu codziennie, jednak nie mogę pisać, komentować, NIC.
Wcześniej na lapku coś mi się działo i blogger chodził jak chciał...
Ale przynajmniej chodził... ale niestety jakiś czas temu się całkowicie zepsuł.
Myślałam ze do czasu naprawy nawet nie skapniecie się, że mnie nie ma, ale niestety wszystko się wydłuża.
Napisałam cały rozdział już, ale początkowa część jest uwięziona w starym laptopie i nie mam jej narazie jak odzyskać i skleić obie części. Myślę, że potrwa to kilka dni wiec proszę o cierpliwość :)
Tą notkę piszę z telefonu ale naprawdę nie lubię pisania z nowego telefonu, gdyż jeszcze nie czuję klawiatury i kilka zdań zajmuje mi zbyt dużo czasu... mam nadzieję, że zrozumiecie...
Buziaki :*


wtorek, 16 sierpnia 2016

3. "All that you rely on and all that you can fake will leave you in the morning... come find you in the day"



    Są w życiu takie chwile, w których człowiek modli się do wszystkich znanych bóstw we wszystkich znanych językach o umiejętność teleportacji. Choćby jednorazowej...
    Lena znała sporo języków, więc w ślimaczym tempie pokonywała parking, czepiając się ostatniej nadziei, że jakakolwiek tajemnicza siła nie dopuści do jej spotkania z Holmes'em. Ze stresu prawie zapomniała gdzie zaparkowała swoją białą "yariskę".
    Ze zdumieniem zobaczyła Russella opierającego się bokiem o swojego Nissana. Jednak to nie na jego widok jej serce na moment straciło rytm. Amerykanin przytulał do siebie śpiącego aniołka. Odruchowo przejrzała się w odbiciu szyby jednego z aut obok którego akurat przechodziła. Niestety jej wygląd nie uległ poprawie. Powstrzymując się od zniesmaczonego jęku pokonała resztę drogi dzielącą ją i Holmesa.
- Poznam wreszcie Holmsa juniora? - Zagadnęła ściszonym głosem, opierając się o maskę swojego samochodu. Russell odwrócił się do niej i uśmiechnął się szeroko.
- Wygląda jak niewinna istotka prawda? - Lena pokiwała głową, rozpływając się nad małym Erikiem. Malutka rączka chłopczyka wydawała się mikroskopijna na tle bicepsa jego taty. - Ale kiedy nie śpi, nie jest już taki święty uwierz mi... 
- Jakoś ciężko w to uwierzyć... - Lena zaśmiała się pod nosem. Wiedziała, że małe dzieci potrafią stworzyć astronomiczną listę problemów każdego dnia, jednak był to temat dla niej w ogóle nie znany. Jakoś instynkt macierzyński nie zdążył u niej zaskoczyć.
- Lena... chciałem pogadać o tym co się stało dzisiaj nad ranem... - Jego głos wyrwał ją z rozmyślań. Po raz kolejny przekonała się, że zwyczajnie nie nadaje się do takich rozmów.
- Możemy o tym po prostu zapomnieć? Byliśmy pijani... no przynajmniej ja byłam. - Lena patrzyła pod nogi, gdzie zajęła się kopaniem niewidzialnego kamienia. "Teleportacjo... działaj!" - powtarzała w myślach.
- Tak byłem pijany, ale tak to się może tłumaczyć napalony nastolatek... a nie facet po trzydziestce. To moja wina i bardzo przepraszam...
- Russell... - Lena próbowała wejść mu w słowo.
- Lena, proszę pozwól mi skończyć. Będę szczery, gdyby nie telefon Matta, nie wiem czy opamiętałbym się i przestał... - Przerwał jak gdyby walczył z narastającą w gardle paniką. - Jestem prawie dziesięć lat starszy od ciebie, a zachowałem się niebywale niedojrzale. Wróć... zachowałem się jak świnia i prostak. Żaden mężczyzna nie powinien wykorzystywać kobiety pod wpływem, nie ważne jak ona reaguje. Nic mnie nie tłumaczy ale muszę prosić o wybaczenie, bo nie chcę stracić naszej przyjaźni. 
     Lena gapiła się na Amerykanina z otwartą buzią. Z każdym kolejnym słowem jej zdziwienie rosło, aż w końcu sens wypowiedzi zlał się w jedno. Russell był przerażony na śmierć. Zagryzła wargi powstrzymując śmiech. Nie takich słów się spodziewała, więc nawet nie wiedziała jak ma zareagować.
- Lena to nie jest śmieszne... - Usłyszała, kiedy zakryła dłońmi twarz próbując ukryć rozbawienie.
- Oj przestań, Holmes. - Lena momentalnie rozluźniła się. - Jesteś zbyt honorowy na ten świat... Uznajmy to za chwile słabości pod wpływem i jak najszybciej zapomnijmy. - Czuła, że zaczyna mówić zbyt szybko i w konsekwencji do wypowiedzi wkradło się bełkotanie, więc po prostu przerwała i w ciszy czekała na odpowiedź Russella, który patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Jak gdyby toczył wewnętrzną walkę z samym sobą, czy drążyć temat, czy po prostu odpuścić.
- To się już nie powtórzy... Możesz być o to spokojna... 
    Lena pokiwała cicho głową. Jednak choć wiedziała, że wpadła na bardzo niebezpieczny tok myślenia, odpowiedziała automatycznie "Szkoda". Czuła gorąco wypływające na jej policzki, kiedy usłyszała dźwięk telefonu oznaczający nową wiadomość. Zmarszczyła czoło z nieprzyjemnym przeczuciem, kiedy na ekranie dostrzegła adresata - Weronikę.
     Zapewne czegoś zapomniała. Zostawiła żelazko, albo patelnię na gazie i spaliła cały blok. Byłoby to idealne dopełnienie początku tego dnia. Szkoda tylko, że jej niesamowity fart odebrałby życie Bogu Ducha winnym sąsiadom.

"Gdzie ty jesteś do jasnej cholery?!?! Mam pociąg za pół h a za cholerę nie wiem jak dojechać na dworzec z tej twojej dziury!!!! Odbierzzzzzz"

- Kurwa mać! Dlaczego mi nie powiedziałeś, że już jedenasta?! - Nie czekając na odpowiedź w tempie światła odepchnęła się od maski samochodu i zakopała dłonie do torby w poszukiwaniu kluczyków do auta. Kompletnie straciła poczucie czasu, Jeśli Wera spóźni się na pociąg, Lena zapłaci za to skórą.
- Nie mówiłaś że... - Zaczął Russell, jednak przed obronną wypowiedzią powstrzymał go zabójczy wzrok Leny. Odchrząknął i poprawił śpiącego jak kamień Erika. - Widzę, że się spieszysz... - Wydukał.
- Tak jakby, więc wybacz ale... 
- Nie zatrzymuję cię. - Chociaż go nie widziała, mogła zobaczyć oczyma wyobraźni jego uśmiech.
- Widzimy się na grillu jutro? - Zapytała wchodząc do samochodu.
- Jeśli będzie Sarah, żeby została z Erikiem, to tak. - W normalnych okolicznościach zapytałaby, co się dzieje z Sarah, ale niestety nie miała na to czasu.
- Ok, trzymaj się! - Nie czekając na odpowiedź, ruszyła z poślizgiem z miejsca. 


   Sen okazał się lekiem na całe zło. Kilkanaście godzin beztroskiego i potrzebnego odpoczynku było dla Leny wybawieniem i ucieczką od nawału nieprzyjemnych zdarzeń które dotyczyły jej osoby ostatnimi czasy. Kiedy tylko odwiozła niezwykle wkurwioną Weronikę na dworzec i zrobiła najpotrzebniejsze zakupy wpadła do domu z zamiarem rzucenia się na łóżko. Nawet po drodze zajęła myśli obliczaniem najkrótszej drogi od drzwi mieszkania do białego, wysokiego łóżka, jednak kiedy tylko postawiła pierwszy krok za progiem, plany pokrzyżował jej współlokator.
- Tylko mi nie mów, że Wera nie dała ci jeść... - Czarny kot tylko patrzył się na nią jak Jack Sparrow na ostatnią butelkę łiskacza, miałcząc przeciągle. Lena popatrzyła na nieotworzoną saszetkę Felixa na blacie, tuż nad pustą, zieloną miską na kocią karmę. Jej irytacja sięgnęła niewyobrażalny poziom. Całą drogę na dworzec musiała wysłuchiwać obelg Weroniki, podczas gdy ta nie zrobiła jedynej rzeczy o którą Lena ją poprosiła. 
- Już ci daję jedzonko, przepraszam Loki... jak będzie tu w najbliższym czasie Wera, masz pozwolenie na pogryzienie jej tyłka. - Lena szybko napełniła miskę najdroższym Rossmannowskim kocim żarciem. Oczywiście Loki oprócz Felixa nie chciał jeść niczego innego.
    W szybkim tempie rozpakowała zakupy i przebrała się w dresy. Zrezygnowała nawet z kąpieli, obawiając się że zaśnie w wannie. Odpłynęła w momencie, gdy jej głowa dotknęła cudownie chłodnej poduszki.
   Co prawda obudziła się przed północą, z żołądkiem domagającym się jedzenia, jednak po zjedzeniu muffinki i wypiciu gorącej czekolady wróciła do łóżka. Właśnie tak zdrowy tryb życia prowadziła Nałkowska.
   Poranną kąpiel przeżywała niczym rytualne odrodzenie. Potrzebowała właśnie takich chwil dla siebie, gdyż w ostatnim czasie niezwykle rzadko przebywała w domu, zajęta wyjazdami służbowymi, lub odwiedzaniem rodziny i przyjaciół rozsianych po całej Polsce. Choć jej niezwykle aktywne lato było przemyślane i naprawdę satysfakcjonujące, była niezwykle zmęczona i po prostu tęskniła za swoim małym mieszkaniem i samotnością.
    Całkowicie wyrzuciła z głowy wszystkie Russelle, Matty, Bartosze i inne myśli zakłócające jej idealny spokój. Nałożyła na twarz regenerującą maseczkę, włączyła radio na losowej stacji i z mokrymi włosami zabrała się za sprzątanie całego mieszkania, które zdążyło zaprzyjaźnić się z niewielką warstwą kurzu. Krzątała się więc po całym domu śpiewając i tańcząc do całkiem przypałowych, starych piosenek i ballad. Loki tylko patrzył się na nią co jakiś czas z politowaniem, bawiąc się swoją ukochaną zabawką - materiałową szarą myszką. Co jakiś czas próbował też uwolnić się ze swojej zielonej obroży. Lena musiała przyznać, że stworzenie jest naprawdę uparte, skoro nie poddało się po 8734686  próbach. Jednak obroża mieniąca się w ciemności z malutkim dzwoneczkiem była obowiązkowa dla Lokiego, gdyż uwielbiał wchodzić w różne ciemne kąty, w których Nałkowska za żadne skarby nie potrafiłaby go zlokalizować bez sygnału dźwiękowego i świetlnego.
     Idealny dzień psuła jedynie świadomość tego, że wieczorem czeka ją grill u Igły, gdzie będą prawdopodobnie jej wszystkie zmartwienia. Rozważała opcję niepojawienia się tam, jednak chciała dobrze rozpocząć sezon, a przede wszystkim spotkać się z chłopakami i ich partnerkami po wakacyjnym okresie. Grille u Igły naprawdę wprowadzały dobrą atmosferę i warto było znieść obecność niechcianych osób.
     Lena siedziała przed telewizorem oglądając jakiś kretyński amerykański tv show. Jadła usmażonego fileta z kurczakiem z jakąś surówką zakupioną w sklepie. Niestety jej umiejętności kucharskie nie były zbyt imponujące, ale jakoś udawało jej się na nich przeżyć bez głodowania. Dłubała leniwie ostatni kawałek kurczaka, kiedy w telewizji pojawiła się reklama jakiegoś cudownego szamponu do włosów.
- Włosy... - Wyszeptała, kiedy odpowiednie trybiki w głowie wskoczyły na swoje miejsce. Zerwała się ze swojego miejsca, powodując, że Loki który przysypiał z łepkiem na jej udzie gwałtownie się rozbudził i z głośnym piskiem spadł z kanapy.
    Ale Lena była już w małej łazience przewracając do góry nogami zawartość szuflad. 
- Nosz kur.... gdzie ja to walnęłam?! - Prawdopodobnie kosz na brudną bieliznę nie skrywał jej zguby, ale dla pewności wyrzuciła jego zawartość na płytki. - Jest! 
    Czyli jednak skrywał... 
    Lena szczerzyła się do zakupionej niedawno farby do włosów o najciemniejszym odcieniu jaki znalazła. Od jakiegoś czasu planowała powrót do swojego naturalnego koloru - czarnego. Jednak wcześniej nie miała na to czasu. Teraz, czytając jednym okiem instrukcje obsługi ściągała bluzkę i rozpoczęła poszukiwanie jakiegoś niepotrzebnego, starego T-shirt-u. Nigdy nie zastanawiała się pięćdziesiąt razy nad swoimi działaniami. Kierowała się instynktem, a ten chciał ją zobaczyć z powrotem w kruczoczarnych włosach.
- Loki módl się, żeby nie wyszło fioletowe... - Rzuciła do czworonoga, który wciąż obrażony odwrócił się do niej kuperkiem, zapewne chcąc by w ramach kary za złe traktowanie Bóg zesłał jej jakiś sraczkowaty odcień. - Dobra uciekaj już kocie, bo cię przerobię na dywan... - Wnioskując z jego delikatnego machnięcia ogonem, jej groźbę wziął niezwykle poważnie.


   Lena nie spodziewała się, że kiedy dotrze na miejsce, impreza będzie trwała w najlepsze. Już kiedy wysiadała z taksówki do jej uszu dobiegała muzyka zagłuszona przez gwar rozmów i śmiechu. Kiedy pojawiła się za domem, większość ludzi nawet nie zwróciła na nią uwagi, z czego była zadowolona. 
- Lena! Jak miło cię widzieć! Świetna ta fryzura... - W jej stronę szła Iwona, żona Krzyśka, dzisiejsza gospodyni.
- Cześć! Dziękuję za zaproszenie, no i komplement. Długo już trwa impreza? - Lena odszukała wzrokiem chłopaków z którymi współpracowała, a także Matta z Russellem śmiejących się z jakiegoś żartu wypowiedzianego przez Drzyzgę. 
- Zaczęli się zjeżdżać jakieś półtorej godziny temu, ale nie wiem kiedy wszyscy się zejdą... - Iwona westchnęła prowadząc ją do stołu. - Przecież mój mąż nie przeżyłby, gdyby nie zaprosił pół Rzeszowa... - Lena pokiwała głową zgadzając się w stu procentach.
- Witam wszystkich! - Rzuciła, kiedy wszyscy zwrócili na nią uwagę. Nie lubiła jednak być w centrum uwagi, więc szybko usiadła obok Oli, narzeczonej Fabiana, a na przeciwko Dryi, Andersona i Russella. Usłyszała echo powtarzających się powitań, czując na sobie intensywne spojrzenia Amerykanów. Jednak zanim zdołała zapytać o co chodzi, przed jej twarzą pojawiły się dwie rzeczy: piwo i kieliszek. Zdezorientowana spojrzała w górę i zobaczyła szczerzącego się Igłę.
- Widzę, że Back to Black! - Lena wzruszyła ramionami biorąc od niego kieliszek.
- No mówiłem, że wygląda inaczej! - Usłyszała komentarz wstawionego Dawida. Zawtórowali mu siedzący obok Fabian i Piotrek. Lena wywróciła oczami.
- Brawo Sherlocku... - Usłyszała Olę, która z uśmiechem przeczesała jej włosy palcami. Po chwili nachyliła się i wyszeptała. - Na Bartka się tak odpicowałaś? Powiem ci, że ma czego żałować. - Lena miała już odpowiedzieć, że wcale nie szykowała się dwie godziny, ale odpuściła tłumaczenie i tylko mrugnęła do brunetki. Zauważyła, że przed nią również stoi kieliszek, więc podejrzewała, że w ten wieczór również nie będzie się oszczędzać...


- Ja to chyba do końca życia będę starą panną... ale wiesz co? Ja nie potrzebuję żadnego mężczyzny! No przynajmniej nie na stałe... a poza tym, mam już kota! - Lena wraz z Olą siedziały w pobliżu paleniska, zajęte obgadywaniem większej części zgromadzonych gości.
    Szczególnie jedna dama był w centrum ich uwagi. Natalia - bo tak nazywała się nowa narzeczona Kurka siedziała ze swoim ukochanym przy stole z grupką siatkarzy i ich partnerek. Lena patrząc na blondynkę nie mogła się powstrzymać przed porównywaniem jej ze sobą. Ze swoim tokiem myślenia doszła do wniosku, iż Natalia w dużym stopniu przypominała ją samą sprzed kilku lat... cicha, wpatrzona w Bartka jak w obrazek, szara myszka. Aż ma się ją ochotę przytulić. Śmiała się wtedy, kiedy śmiał się Kurek, reagowała poruszeniem na każdy gwałtowny ruch, czy też ukrywała się pod jego ogromnym ramieniem, chłonąc ciepło. Próbowała nie patrzeć się na czułe gesty Bartka i nie zauważać przepełnionego troską spojrzenia jakie jej posyłał.
     Kochał ją. To było jasne jak słońce. Niby nie miała z nim kontaktu przez ponad dwa lata, lecz potrafiła rozpoznać jego uczucia po kilku spojrzeniach.
     Czy gdyby jakimś cudem zdołała przebaczyć mu zdradę, czy siedziałaby teraz w miejscu Natalii? Byłaby bez pamięci zakochana? Szczęśliwa?
- Głupoty gadasz, Nałkowska.
- Co? - Lena straciła wątek rozmowy. Przez swoje żałosne rozmyślania nie miała pojęcia na czym stanęły jej pogaduchy z Olą.
- Kochana błagam... - Partnerka Fabiana westchnęła łapiąc Lenę za rękę, tym samym skupiając na sobie jej uwagę. - Nie rozgrzebuj przeszłości. Zasługujesz na porządnego faceta i jestem pewna, że taki się prędzej czy później pojawi.
- Ola, dzięki... ale ja chyba nie chcę tego szajsu... - Ola spojrzała na nią krzywo, jednak Lena kontynuowała. - Cieszę się, że z Fabianem tak świetnie się wam układa. Macie wielkie szczęście, jednak ja nie wiem, czy potrafiłabym znów tak zaufać i zrezygnować z wolności. Uwierz mi, próbowałam... to po prostu nie dla mnie. - Kończąc, dziewczyna poczuła dreszcze na wspomnienia kilku żałosnych "związków" w jakie się wdała po rozstaniu z Kurkiem.
- Zobaczysz, jeszcze się beznadziejnie zakochasz po uszy i wyjdziesz za mąż szybciej niż ja za Fabiana... A ja się będę śmiać i przypominać twoje słowa. - Ola wpadła w śmiech i omal nie spadła z krzesła. Lena też się roześmiała, aczkolwiek po prostu rozbawiły ją niedorzeczne słowa koleżanki.
- Odpukać... - Poprawiła się na swoim miejscu i wlepiła wzrok w trzaskający ogień paleniska.


- To wypijmy może pod ten Puchar Świata w Japonii, bo zapowiada się naprawdę morderczy turniej... Teraz to się nawet cieszę, że nie muszę tam jechać. Coś czuję, że moje stare kości nie dałyby rady... - Igła w swoim żywiole stał przy stole wymyślając coraz to nowsze toasty. Ola z Leną wróciły do mocno wstawionego towarzystwa.
- W końcu się przekonasz jak to jest siedzieć przed telewizorem i ze stanem przedzawałowym przeżywać każdy punkt... - Dodała Iwona, czym zdobyła poparcie damskiej części gości.
- Oj kochanie, przesadzasz... - Zadziwiające było to, że Krzysiek pomimo spożycia naprawdę dużej ilości alkoholu, nie rozlał ani kropelki wódki, polewając wszystkim równo.
- Natalia no, nie daj się zawsze ustawiać w roli kierowcy. Przecież są taksówki... albo przenocujecie u nas... napiłabyś się w końcu! - Igła kusił blondynkę, niczym rasowy diabeł. Blondynka jednak zarumieniła się, posyłając zakłopotane spojrzenie Kurkowi, który ucałował jej skroń. Lena musiała odwrócić wzrok. Odruchowo sięgnęła po szklankę soku i upiła mały łyk.
- Natalia niestety nie może pić. - Odezwał się Bartek, po czym odchrząknął. - Jesteśmy w ciąży... to znaczy Natalia jest w ciąży. - Równocześnie z wesołymi okrzykami, Lena zaczęła się dławić sokiem. Oczy jej załzawiły, a część płynu dostała się do dróg oddechowych powodując napad kaszlu. Poczuła rytmiczne uderzanie w plecy i spojrzała w prawą stronę. Anderson zapewne nie miał pojęcia o czym powiedział Bartek, ale minę miał trochę wystraszoną. Lena zdołała tylko pokiwać głową z wdzięcznością odzyskując oddech.
    Czyli spodziewają się dziecka. Nie powinna reagować tak gwałtownie, ale jednak nie mogła powstrzymać ostrego ukłucia w sercu.
    Musiała wstać, odejść a przede wszystkim zapalić. Na szczęście Holmes już jakiś czas temu musiał wracać do domu, więc nie było nikogo, kto mógłby ją powstrzymać. Z krótkim "przepraszam" wstała od stołu. Nie zwróciła na siebie dużo uwagi, jedynie Ola współczującym spojrzeniem odprowadziła ją wzrokiem.
    Lena zatrzymała się przy płocie prowadzącym do końca działki. Tutaj nikt jej nie widział, w dodatku dźwięki dochodzące z altanki zlały się w niezrozumiały gwar.
    Drżącymi rękoma wyjęła papierosa i zapalniczkę. Po kilku próbach udało jej się zapalić i mogła głęboko zaciągnąć się tytoniowym dymem. Oparła się o ogrodzenie zamykając oczy. Gorączkowo próbowała odsunąć od siebie negatywne emocje. A ten dzień zaczął się tak pięknie...
- Ty chyba naprawdę nie przepadasz za tą kurtką... - Usłyszała znajomy głos.
- Dzięki, moja kurtka jest wdzięczna, że się o nią tak troszczysz. - Rzuciła sięgając po swoją własność. Nawet nie zauważyła że jest zimno, dopóki nie poczuła w rękach rozgrzanego materiału. Szybko narzuciła ją na siebie obmyślając plan spławienia Matta.
- Rozumiem, że Bartek ogłosił nowiny... - A więc dokładnie wiedział, co się dzieje u kumpla.
- Mhmmm... - Lena popatrzyła na Amerykanina, który ku jej zdumieniu wyjął z kieszeni bluzy paczkę papierosów i wyciągnął jednego, po czym zapalił w milczeniu. Pomijając fakt, że miała fetysz na punkcie palących mężczyzn, przez jej głowę przewinęła się jedna myśl.
- Jeśli Russell kazał ci mieć na mnie oko, to pewnie chciałby, żebyś mnie zniechęcał do palenia, a nie.... wręcz przeciwnie... - Zagadnęła obserwując mały, niezwykle seksowny uśmieszek Andersona.
- Nic nie mówił o papierosach...
- Czyli kazał ci mnie pilnować... - Lena przestąpiła z nogi na nogę.
- Przejrzałaś mnie... Po prostu się o ciebie martwi. - Rzucił obronnym głosem.
Nie ma o co... - Roześmiała się nerwowo.
- Naprawdę? 
- Słuchaj... - Lena zaciągnęła się ostatni raz i zgasiła papierosa butem. - Powiedz mi jak to jest, że on mnie zdradził a teraz ma narzeczoną i dziecko w drodze, a ja nie mam teraz nic? To może ja powinnam była go zdradzić? - Sięgnęła nerwowym gestem po następnego papierosa.
- Czy ktoś kiedykolwiek zapewnił cię, że życie jest sprawiedliwe? Chyba nie jesteś tak naiwna.
- Szczerze, to gdyby nie faceci, to zostałabym lesbijką. - Zdanie wyszło z jej ust nim zdołała się powstrzymać. Usłyszała, jak Anderson prycha i patrzy na nią z niedowierzaniem
- Uwierz mi, kobiety też nie są lepsze. - Rzucił gasząc swojego papierosa.
- Czyżby ktoś cię kopnął w dupę? - Lena zmarszczyła czoło.
- Cóż... - Matt oparł się o ogrodzenie tuż obok Nałkowskiej. - Można rzec, że nawzajem się kopnęliśmy w dupę...


~~~~


Cóż... coś nie wyszło, a przynajmniej końcówka - nie wiem co to było xD
Przepraszam za długą nieobecność, ale jak zwykle nie mam czasu... wiem, że stara śpiewka, ale jak tylko mogę sobie trochę usiąść to nie mam siły na pisane...
Ale spięłam się i jest takie cosik :D
Czy za dużo piszę jakichś pierdół z Leną ? Dajcie znać co sądzicie :)

Rio <3 Chociaż nie mogę oglądać większości zawodów przez pracę, to i tak kocham letnie czy też zimowe zmagania... Bo sport to najbardziej fantastyczna dziedzina życia. Prawdziwe emocje przy każdym występie Polaka, czy też innych ulubionych sportowców dumnie reprezentujących swój naród. No magiczny czas, niestety profanowany przez wojny i ataki terrorystyczne. Według mnie w Igrzyskach nie powinny brać udział kraje prowadzące wojny, ale co ja tam wiem...
 Dobra koniec bo się rozpisałam :D

Tylko jeszcze jedna sprawa.
Jakiś czas temu przeczytałam ciekawy wpis u Marzycielllki. Link będzie poniżej.
No więc w skrócie, dziewczyna dostała bardzo niefajnego maila od "czytelniczki' obrażającego jej twórczość. Dużo nienawiści, hejtu i trollowania.
Ja się pytam.... Po co? Na co? Zanim utworzyłam tu konto czytałam sporo opowiadań. Mniej lub bardziej wartościowych. Zdarzało mi się zostawiać anonimowe komentarze przy ulubionych blogach, lecz W ŻYCIU nie pokusiłabym się o ostrą krytykę i czysty hejt na autorkę i jej twórczość.
W każde słowo, każde zdanie autorki wkładają dużo serca i wyobraźni, a ktoś po prostu za przeproszeniem sra na to i z grubej rury potrafi ośmieszyć i wytykać. Po prostu brak słów.
No więc drodzy czytelnicy, zachęcam Was do szczerego wyrażania opinii. To nie jest tak, że każdemu się może podobać co piszę (sama czasem nie lubię tego co piszę...), ale jakieś kulturalne, konstruktywne reprymendy są mile widziane, ponieważ uczę się na błędach i piszę przede wszystkim dla Was. Myślę, że ludzie dobrze wychowani odróżniają granicę między krytyką a hejtem... a tego drugiego nie znoszę.
    No więc ten tego... mam nadzieję, że coś zrozumieliście z tej chaotycznej wypowiedzi (jeśli mieliście siłę czytać xD)
     Jeszcze raz proszę o szczere opinie, i o zostawienie po sobie śladu :*
Link do posta - KLIK

P.S Mam jakieś problemy techniczne i nie moge na laptopie komentować... a na telefonie idziemi to jak krew z nosa, więc powiadomnienia będą długo rozsyłane coś czuję...
Matko jak bełkoczę dzisiaj ... ;O

Aaaa, mała aktualizacja bohaterów ;D

PPS.

Kiedy jesteś tak szczęśliwy, że aż nie wiesz co masz ze sobą zrobić ....



niedziela, 17 lipca 2016

2. "Everything is dark, It’s more than you can take..."



   Gdzieś pomiędzy trzecim a czwartym papierosem Lena wreszcie poczuła, jak szara mgła otulająca jej umysł powoli znika, odkrywając przed nią urywki z wczorajszego wieczoru.
     Próbowała zrozumieć jakim cudem będąc tak pijaną zdołała normalnie rozmawiać z Russellem. Miała nadzieję, że tak było, bo całości nie pamiętała. Ale w pamięci utkwiła jej duma z jaką pokazywał zdjęcia swojego synka. Pamiętała też setki igiełek wbijających się w jej serce kiedy obserwowała pełen czułości wzrok Amerykanina. W sumie nawet nie wiedziała co tak bardzo ją bolało. Jednak była egoistką, więc chociaż po części cieszyła się ze szczęścia przyjaciela, czuła również zazdrość.
    Potrząsnęła głową pragnąc rozpędzić wspomnienia i nieznośny ból głowy. Siedziała na malutkim balkonie w swoim mieszkaniu. Czuła na sobie pierwsze gorące promienie słońca. Zagryzła wargi wiedząc, że jeśli o szóstej rano jest tak gorąco, to w południe będzie prawdziwe piekło na ziemi. Pewnie spałaby dłużej, jednak niedawno głośny powrót Weroniki obudził ją i już nie zdołała usnąć, sparaliżowana natłokiem nieskładnych myśli i strzępków wspomnień z wczorajszej nocy.
    Poczuła na nagiej skórze uda łaskotanie. Spojrzała w dół i dostrzegła wpatrzone w nią zielone oczy czarnego jak smoła kociaka.
- No i czego się gapisz, Loki? - Jej głos był ochrypnięty. - Zrobiłbyś kawę albo coś...
    Niewielkie stworzenie miałknęło przeciągle domagając się uwagi. Lena przyciągnęła do siebie młode zwierzątko i mogła poczuć jak mruczy, wyraźnie pocieszony delikatnym głaskaniem. - Jesteś bezużytecznym kłębkiem kłaków, wiesz? - Patrząc na kota, Lena na nowo odtworzyła w głowie powrót do domu.



*

- Kobieto nie wierć się tak, bo cię zrzucę z tych schodów. - Lena zaśmiała się głośno wtulając się w twarde mięśnie klatki piersiowej Holmesa. - Musisz mieszkać na czwartym piętrze w bloku z zepsutą windą? - Usłyszała jego narzekanie, na co tylko wymruczała coś bez ładu i składu. 
   Niestety dwie próby jej samodzielnego wejścia po schodach kończyły się tragicznie.
- GdziezgubiłeśSarah? - Lena próbowała zadać to pytanie szybko, póki w żyłach oprócz ogromnej senności płynęła również odwaga.
- Sarah co? - Holmes przystanął w drzwiach do jej mieszkania. - Jezu... ile przytyłaś przez te wakacje? - Dodał ważąc ją na rękach.
- Hej! - Miała nadzieję, że zabiła go wzrokiem, jednak ten zaśmiał się próbując trafić kluczem do zamka. - Dobra, postaw mnie... - Próbowała wyrwać się z jego ramion. Russell tylko wzmocnił uścisk popychając otwarte już drzwi. 
- Już jesteśmy na miejscu. - Rzucił praktycznie biegnąc przez małą przestrzeń mieszkania. Lena próbowała obliczyć ile złocistych wypił Amerykanin, lecz spowodowało to tylko zawroty głowy, więc szybko porzuciła matematyczne rozmyślania.
- Ała! - Krzyknęła, kiedy Holmes bezceremonialnie rzucił ją na łóżko i sam padł tuż obok. W głowie czuła potworny helikopter. Wiedziała, że kiedy tylko podniesie głowę, skończy się to tragicznie. 
     Patrzyła więc tylko na Russella, który leżał na brzuchu z zamkniętymi oczyma oddychając głęboko. 
     Tajemnicza siła pokierowała jej dłoń na opalone ramię Amerykanina. Lena odczuwała przyjemność z dotyku ciepłej skóry chłopaka pod opuszkami palców. 
     Nawet nie pamięta co poczuła jako pierwsze - poruszenie bicepsa czy skupienie jego wzroku na sobie. Znieruchomiała obserwując w półmroku ruch szczęki Holmesa. O mało nie podskoczyła na łóżku, kiedy poczuła delikatny dotyk jego dłoni na podbródku. 
    Serce zabiło jej jak dzwon kościelny, kiedy podniósł się z miejsca i nachylił nad jej zaskoczoną twarzą. Co się dzieje? Śni? Ma omamy alkoholowe? 
    Nie budźcie jej w takim razie... Ponieważ kiedy usta Russella złączyły się z jej własnymi była pewna, że odleciała daleko... daleko...
    Czuła jego ciężar, kiedy przykrył ją swoim ciałem pogłębiając pocałunek. Trzymała w dłoniach jego głowę, by po chwili wpleść palce w krótkie włosy Amerykanina. 
    Nim zdołała złapać krótki oddech pomiędzy gorącymi pocałunkami, poczuła jego dłonie na udach i odruchowo zamknęła jego biodra w uścisku swoich nóg.
    Nie myślała, po prostu oddawała pieszczoty i pocałunki, jak gdyby była to ostatnia rzecz, którą miała w życiu zrobić. Nie mogła myśleć kiedy w głowie jej szumiało, a żyły wypełniał płynny ogień.
    Do uszu Leny dotarł jednak nieznośny dźwięk telefonu, który boleśnie wyrwał ją z nieznanej, pozaziemskiej rzeczywistości. Otworzyła oczy, czując jak Russell sztywnieje i odsuwa się od niej. Na jego twarzy wypisany był szok. Oddychał głęboko, a Lena mogłaby przysiąc, że pomimo ciemności, dostrzega na jego spuchniętych ustach ślady ciemnoczerwonej szminki. 
    Potrząsając głową sięgnął do kieszeni spodni i odebrał telefon.
- Już wracam, stary. - Jego głos był ochrypnięty. Słuchał skupiony odpowiedzi przyjaciela.
   Wzrok Leny przykuła zawieszka na jego łańcuszku. Drżącą ręką złapała mały, mieniący się przedmiot. Jej serce zrobiło potrójne salto. Była to mała literka "S".
    "S" jak Sarah, długoletnia narzeczona Russella.
- Nie przychodź, jutro jej oddamy. - Lena ledwo zarejestrowała, jego dłoń nakrywającą jej palce trzymające złotą zawieszkę. Jednak nie potrafiła mu spojrzeć w oczy. Sobie prawdopodobnie już też nie spojrzy... nigdy. Jak oni mogli?
- Twoja kurtka została w samochodzie Matta. - Jego głos przerwał ciszę. Lena nawet nie zorientowała się, że wstrzymuje oddech, póki z jej oczu nie popłynęły gorące łzy. Wyślizgnęła się spod ciężaru ciała Holmesa i odwróciła się do niego plecami zwijając się w kłębek.
- Lena, błagam nie płacz... przepraszam... - Czuła jego dłoń na ramieniu, jednak nawet nie drgnęła. Zarówno jej ciało jak i umysł dotknął całkowity paraliż. - Muszę już iść... Mam nadzieję, że nie zepsułem wszystkiego między nami?
    Jego pytanie zostało bez odpowiedzi. Lena czuła ruch materaca, kiedy mężczyzna podniósł się ze swojego miejsca, jednak nie słyszała jego kroków. Poczuła tylko muśnięcie policzka i cichy szept.
- Śpij dobrze, porozmawiamy jutro...

*

    Lena całkiem inaczej wyobrażała sobie ten dzień. Miała wyglądać jak milion dolarów, przechodząc obok ex narzeczonego z dumnie podniesioną głową. Jednak kiedy dotarła ledwo na czas na Podpromie, ubrana w pierwsze lepsze ciuchy, bez jakiegokolwiek makijażu na sobie, wiedziała że jej misterny plan poszedł w pizdu, jakby to powiedział pewien pan Siara.
    Spotkanie miało się odbyć na hali, gdyż tylko ona mogła pomieścić wszystkich zawodników, sztab i dużą część sponsorów, bez zbędnego kiszenia się w pomieszczeniu.
    Lena zdecydowała się jechać swoim samochodem, jednak przez całą drogę modliła się tylko, by nikogo nie zabić. Pomimo przedawkowania najsilniejszych leków przeciwbólowych, głowa bolała ją jak diabli.
    Dotarła jako jedna z ostatnich. Na szczęście nie zwróciła na siebie większej uwagi, gdyż halę wypełniał gwar rozmów. Jednak szukając miejsca dla siebie jej wzrok padł na Niego.
    On też na nią spojrzał, odrywając się od rozmowy z Nowakowskim i Drzyzgą. Na jego twarz wypełzł nieznaczny uśmiech, kiedy skinął głową.
    Uśmiech... on się do niej uśmiechał! Lena poczuła jak serce bije jej głośno w piersi, pompując złość do żył. Spodziewała się, że zaleje ją gama gwałtownych emocji na jego widok, ale ku jej uldze była to główne złość, która przyćmiła smutek.
     Udała się więc z obojętnym wyrazem twarzy do chłopaków, z którymi pracowała tworząc telewizję Resovii. Siadając obok nich, powinna wiedzieć,że bez komentarzy się nie obejdzie.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Marcin, wszechstronnie uzdolniony informatyk. Lena miała nadzieję, że nie wygląda jednak tak źle jak to sugerowały wszystkie spotkane po drodze lustra.
- Kac morderca... - Rzuciła z porozumiewawczym spojrzeniem.
- Czyli udana noc? - Niewiadomo dlaczego chłopak dalej dążył temat.
- Nie ma o czym gadać... - Dziewczyna wtopiła się w niewygodne, plastikowe siedzenie, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty opowiadać o czymkolwiek.
- Daj jej spokój Marcin. Przecież widać, że chłopa nie miała... Albo jakaś pipa jej się trafiła... - Dodał Karol ze znaczącym uśmiechem. Lena z miejsca spiorunowała go wzrokiem, jednak gdy już miała powiedzieć w jak urocze miejsce może ją pocałować, poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
- To chyba twoje... - Czarna skórzana kurtka zajęła jej większość pola widzenia. Spojrzała w górę, na mężczyznę trzymającego jej zgubę. Uśmiechał się do niej lekko speszony Matt. Ubrany w luźną, białą bokserkę, która podkreślała jego umięśnione ramiona i krótkie ciemne spodnie.
- Dzięki... - Lena odebrała swoją własność, czując jak jej policzki przybierają żenującą, czerwonawą barwę. - I przepraszam za wczoraj... dzisiaj. Trochę mnie poniosło. - Choć nie mogła tego widzieć, wiedziała, że Marcin z Karolem wymieniają porozumiewawcze kuksańce w żebra. Spuściła tylko wzrok, pragnąc wyparować ze swojego miejsca.
- Nic się nie dzieje, Russ też był nieźle wstawiony... - Poczerwieniała jeszcze bardziej na wspomnienie o Holmesie. Na szczęście nie widziała go nigdzie w pobliżu, a więc ich konfrontacja siłą rzeczy została odłożona w czasie.
- Taa...- Odpowiedziała cicho, mając nadzieję, że Amerykanin nie ma żadnych podejrzeń dotyczących nocnych wydarzeń u niej w domu.
- Można się przysiąść? - Zapytał na całe szczęście porzucając temat.
- Jasne... - Lena zdjęła swoją torebkę z siedzenia obok, robiąc mu miejsce. Zdążyła jeszcze zapoznać go z chłopakami, po czym prezes prosił wszystkich o ciszę.
     Na jej nieszczęście Bartosz zwany także Kurkiem siedział tylko trzy rzędy niżej i nie mogła się powstrzymać od wypalania wzrokiem dziury z tyłu jego dużej głowy.

- O czym oni w ogóle mówią? - Głos Matta wyrwał ją z głębokiego transu. W ciągu ostatnich trzydziestu minut, ziewała średnio trzy razy na minutę.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia... 
- Ok, jakby mnie o coś pytali, powiem że tłumaczka nawaliła. - Amerykanin przeciągnął się sennie. Lena domyślała się, że chłopak jest w jeszcze gorszej sytuacji niż ona, nie rozumiejąc ani słowa z wszystkich przemów.
- Jak będą mówić o premiach, to przetłumaczę. 
    Anderson pokazał jej język i rozejrzał wokół siebie. - Nie wiesz, co się dzieje z Russem?
     Lena przełknęła głośno ślinę, starając się zachować neutralny wyraz twarzy.
- Nie mam zielonego pojęcia... - Dziewczyna poprawiła włosy i odchrząknęła. - Mówił coś wczoraj... to znaczy dzisiaj... jak go odwoziłeś?
- Zachowywał się trochę dziwnie... - Anderson patrzył na nią ze zmarszczonym czołem. Serce Leny po raz kolejny wykonało salto.
- Mhmm... Może musiał zostać z Eric'kiem... - Dodała Lena, poprawiając się na krześle. Odwróciła wzrok, gdyż nie mogła już znieść badawczego wzroku Amerykanina.
- Pokłóciliście się? - Zapytał ściszonym tonem. Nałkowskiej zrobiło się nagle gorąco i duszno. Czyli Matt czegoś się domyślał. W sumie wyglądał na takiego, co posiada mózg, więc nie dziwota.
- Nie... a poza tym to nie twoja sprawa. - Rzuciła być może ostro, ale chciała jak najszybciej porzucić temat.
- Przepraszam, po prostu to nie podobne do Russa... - Lena wzruszyła ramionami. Sama była ciekawa co się dzieje, ale nie chciała pokazać tego po sobie. Kątem oka dostrzegła jak Matt ukradkiem wyjmuje telefon i pisze smsa do przyjaciela.

   Spotkanie trwało w nieskończoność. Oczy Leny łzawiły od niewyspania, a głowa pulsowała żywym bólem. Pragnęła tylko położyć się w łóżku i przespać resztę dnia. Jednak musiała podwieźć Weronikę na dworzec i zrobić małe zakupy do domu, ponieważ jej lodówka świeciła pustkami. Nie miała pojęcia jakim cudem uda jej się poprowadzić samochód, skoro oczy same jej się zamykają.
- Russ napisał, że musiał zostać z Eric'kiem... - Amerykanin przeciskał się za Leną do wyjścia z hali. Jego ogromna sylwetka sylwetka górowała nad metrem siedemdziesiąt Nałkowskiej. Czuła się przez to malutka i jeszcze bardziej drobniejsza niż była w rzeczywistości. Zupełnie jak za dawnych lat...
- Tak jak podejrzewałam... - Rzuciła przeciskając się między trzema dwumetrowymi osobnikami. Już widziała oszklone drzwi prowadzące do wyjścia, kiedy do jej uszu dotarło głośne wołanie.
- Lena! Stój! - Wiedziała, że biegnie do niej Ignaczak, zanim jeszcze się obejrzała.
- O, cześć! Krzysiek jestem! - Uśmiechnięty libero przedstawił się nowemu koledze z drużyny. Lena tylko stąpała z nogi na nogę, kiedy wdali się w krótką wymianę zdań. Już miała się wtrącić, kiedy trzymany w ręce telefon zaczął wibrować.

"Zaparkowałem obok twojego samochodu, możemy chwilę porozmawiać?"

     Wpatrywała się w wiadomość od Russella przez dobrą minutę. W tym czasie cały świat przycichł, powodując, że Lena rejestrowała tylko głośne bicie swojego serca. Miała nadzieję, że nie będzie musiała stawiać czoła Holmesowi przynajmniej dzisiaj. Nie miała na to siły i odwagi.
    A jednak drżącymi rękoma odpisała krótkie "ok" i obserwowała jak jej wiadomość zmienia status z wysyłanej na dostarczoną i w końcu przeczytaną. Nawet nie wiedziała, że była o coś pytana, póki nie zobaczyła ręki Krzyśka machającej jej przed twarzą.
- Ziemia do Leny!
- Słucham ja ciebie... - Lena schowała telefon i uśmiechnęła się, próbując opanować nerwy.
- Jutro. Integracja. U mnie. Grill. Dwudziesta. - Rzucał hasztagami jak najlepsze instagramowe modelki. Lena tylko wywróciła oczami.
- Postaram się być... ale muszę lecieć teraz...
- Obecność obowiązkowa, jak co roku, pamiętajcie! - Ignaczak rzucił do dwójki towarzyszy zacierając ręce. - A ty, Mattew, to nawet nie myśl, że się wywiniesz... trzeba ci z Bartkiem chrzest na Resoviaka zrobić... - Słysząc imię byłego Lena napięła się jak struna. No tak, do przewidzenia był fakt, że Kurek będzie obecny na legendarnym grillu u Igły. Zagryzła wargi czując na sobie wzrok Amerykanina. W przeciwieństwie do Krzyśka, on wiedział o jej relacji z Bartkiem.
- Nic nie obiecuję... uciekam, paa! - Nie czekając na odzew Lea odwróciła się na pięcie i próbowała dotrzeć do wyjścia. Z tym, że kluczowe słowo to "próbowała". Odwracając się, zderzyła się ze ścianą, a raczej... z górą mięśni.
- Przepraszam! - Rzuciła podnosząc szybko torebkę.
- Nic Ci ie jest? - Poczuła na ramieniu ciężką dłoń pomagającą jej wstać. Ale wiedziała, że ten głos może należeć tylko do jednej osoby.
    Z miliona rzeczy, na które mogła wpaść, musiał to być akurat jej były narzeczony.
Zrobiło jej się duszno, a wzrok rozmazał się w ciemną plamę. Miała wrażenie, że zaraz zasłabnie, robiąc ze złego dnia prawdziwą katastrofę nuklearną.
     Nie wiedziała, jakim cudem udało jej się utrzymać równowagę. Nie potrafiła też stwierdzić jak udało jej się spojrzeć w oczy Bartkowi. Ale założyła torebkę na ramię i jak gdyby nic podniosła dumnie głowę.
- Wszystko ok, przepraszam śpieszę się... - Już go wymijała, kiedy złapał ją za nadgarstek, przytrzymując w miejscu.
- Lena... możemy pogadać? - Dlaczego nagle wszyscy chcą z nią gadać? Przełykając głośno ślinę spojrzała w jego oczy, które przed laty kochała tak bardzo...
    Czuła, jak emocje zaciskają się niczym imadło na jej szyi powodując odcięcie powietrza. Musiała stąd uciec i to szybko.
- Nie, nie możemy, spieszę się... - Wyrwała rękę z jego uścisku i cofnęła się do tyłu patrząc to na niego, to na Andersona. W pobliżu nie widziała już nikogo innego.
     Przed oczami stanęła jej bliźniacza sytuacja. Ona, Bartek Matt... no i bezimienna ruska dziwka. Miała ochotę się roześmiać głośno, dając upust kłębiącym się w niej nerwom. Jednak tylko nabrała powietrza do płuc i pobiegła do wyjścia z hali jednym z najszybszych sprintów swojego krótkiego życia. Przez całą długość dłużącego się korytarza czuła na sobie palący wzrok dwójki mężczyzn.


***

Jest i dwójka!
Nie będę pisać długo, bo jestem wykończona... Także powiadomienia będę rozsyłać jak się wyśpię... Apropo.
Chyba stworzę jakąś listę, dla tych, którzy chcą takie info dostać, bo już się gubię :D
BARDZO proszę o zostawianie po sobie śladu... wystarczy nawet kropeczka w komentarzu!
Opinie na temat tego rozdziału również mile widziane.... Jestem świadoma, że za dużo się nie dzieje, ale muszę przetrwać jakoś ten początek... :D
Miłego czytania :*

Ode mnie, dla Was.... tańczący Mattew :D




P.S Cieszycie się tak jak ja, że Matt zrezygnował z tej brody? (Zarost miał cudny, ale ta broda to już była przesada...)

niedziela, 26 czerwca 2016

1. "Nothing goes as planned, everything will break..."

Sierpień 2015


- I don't care! I love it! I don't care! - Lena uśmiechnęła się szeroko na widok przyjaciółki Karoliny, która z zamkniętymi oczyma krzyczała i skakała w rytmie piosenki. Nie zastanawiając się długo dołączyła do niej, śpiewając głośno. (Cóż, jeśli dźwięki wydobywające się z nich można było nazwać śpiewem) - I've got this feeling on the summer day, when you were gone... I crashed my car into the bridge, I watched, I let it burn! I threw your shit into a back and push it down the stairs! I crashed my car into the bridge... I don't care! I love it! I don't care!
  Popularny w Rzeszowie Grand Club był wypełniony po brzegi, co sprawiało, że jak zwykle atmosfera była niesamowita. Nałkowska czuła w głowie cudowne uczucie upojenia, gdzie alkohol już oddala od człowieka troski i niepotrzebne myśli, a jeszcze nie przejmuje kontroli nad ciałem, a w przypadku Leny - językiem.
   Bo dziewczyna chciała choć na chwilę zapomnieć, że cudowne wakacje już się kończą, a za rogiem czeka trudny powrót do rzeczywistości. Już jutro czekała ją pierwsza integracja całego sztabu Asecco na Podpromiu. Przedstawienie nowych zawodników, omówienie nowych celów na cały sezon.
    Zdecydowanie nie będzie to dla niej łatwy start. Kiedy dowiedziała się, że Kurek z pokorą przeprosił się ze swoimi uprzedzeniami i podpisał kontrakt z Rzeszowem, o mało nie zeszła na zawał.
   Od czasu ich rozstania, widziała go dosłownie kilka razy. Kiedy tylko wróciła do Polski, wyprowadziła się z ich wspólnego mieszania w Bełchatowie, które i tak było wiecznie puste. Wróciła do rodzinnego domu, biorąc kilkumiesięczny urlop dziekański.
    Długo nie mogła się pozbierać po jego zdradzie, jednak pewnego dnia po prostu postanowiła wynieść całe swoje życie z Kielc i Bełchatowa przeprowadzając się do Rzeszowa, gdzie udało jej się zacząć wszystko od zera.
    Postanowiła dokończyć tylko jeden kierunek studiów, lingwistykę stosowaną. Studiowała także psychologię biznesu, jednak po uzyskaniu licencjatu odpuściła sobie ten kierunek.
   Na początku mieszkała kątem u znajomych, jednak po znalezieniu pracy dorywczej oraz z ogromnym wsparciem rodziców udało jej się wynająć malutkie, klaustrofobiczne mieszkanko, w którym żyła kilka miesięcy.
    Jednak potem załapała się na staż w Resovii. Początkowo była tylko i wyłącznie tłumaczką, jednak kiedy włodarze klubu postawili na intensywniejszy, otwarty kontakt z kibicami, okazało się, że Lena świetnie sobie radzi w prowadzeniu fanpage'a, instagrama, snapchata i twittera klubu. Doskonale układała się jej współpraca z chłopakami, którzy tworzyli telewizję Asecco Resovia TV.
     Zawsze starała się przybliżać kibicom każdego zawodnika, czym zyskała sympatię szczególnie damskiej części fanów drużyny.
   Po jakimś czasie jej stanowisko zostało sformalizowane, a pokaźna pensja pozwoliła jej na pewne stąpanie obraną przez siebie drogą.
   Nie zawsze było kolorowo, jednak była cholernie dumna z faktu odbicia się od dna.
    Ale oczywiście Kurek znów pojawi się w jej życiu. Ze swoim kumplem od siedmiu boleści, Andersonem.
    Próbowała wyprzeć z pamięci kilka spędzonych razem lat. Coraz łatwiej szło jej usuwanie ze świadomości czasów, kiedy byli razem naprawdę szczęśliwi - wspólne weekendowe wypady i wycieczki, imprezowanie w wolnych chwilach ze znajomymi, czy spokojne wieczory z miłą kolacją i jeszcze milszym okazywaniem uczuć w ogromnym łóżku.
    Starała się też nie pamiętać, z jaką dumą nosiła koszulkę z jego nazwiskiem na meczach Skry czy reprezentacji.
    Za to wydobywała na wierzch wszystkie mniej idealne wspomnienia i uczucia.
    Humory Bartka po przegranym meczu, czy też po każdym spotkaniu spędzonym na ławce - Kurek nie był wtedy łagodny dla nikogo, Lenie też nie okazywał litości.
    Bartek narzekający, że nie otrzymuje od niej należytej ilości czasu i wsparcia. Cóż, chociaż bardzo chciała, Nałkowska nie była w stanie przychodzić na każdy mecz i trening. Na nic nie zdały się tłumaczenia, że egzaminy na studiach są naprawdę ważne.
     Nieprzyjemne kłótnie, które Bartek prowadził tylko i wyłącznie krzykiem i przeklinaniem. Wtedy Lena była jeszcze naiwna i głupia. Nie potrafiła powiedzieć narzeczonemu, że okropnie ją rani, kiedy wytyka jej rysy w idealnym wizerunku jako jego partnerki.
     Bo zawsze była JEGO. Górował nad nią, rządził, traktował jak swoją własność. Tak właśnie go musiała zapisać, i ze wszystkich sił próbowała tego dokonać.
- Ja pierdole, patrz kto przyszedł! - Z myśli wyrwał ją krzyk Karoliny, prosto do jej ucha. Tylko tak mogły się porozumieć w ogłuszającej wrzawie.
   Lena niechętnie powędrowała wzrokiem w kierunku boksu, gdzie siedziała reszta jej koleżanek.
- Co tu robi Panna Wieszak? - Nałkowska zanotowała nagły skok ciśnienia i adrenaliny.
   Długonoga blondynka właśnie witała się z dziewczynami sączącymi powoli drinki w loży. I to nie byle jaka blondynka, bo Magdalena Lis. Młodsza siostra jej przyjaciółki, Weroniki. Już w wieku dwudziestu jeden lat, stawiała pewne kroki na ścieżce kariery modelki.
    To, że za sobą nie przepadały, było widoczne przy każdym ich spotkaniu. Zła chemia i kilka nieprzyjemnych sprzeczek na początku ich znajomości wystarczyło, by konflikt pogłębiał się z upływem czasu.
- Wera nie mówiła, że będzie tu ta krowa... - Lena wycedziła przez zaciśnięte zęby, czując jak cały jej dobry humor pozdrowił ją na 'do widzenia'.
- Spokojnie, Lena... Tylko bez scen, przyszłyśmy się dobrze bawić... - Karolina powstrzymała ją, kiedy ta wyrwała się energicznie w stronę ich loży.
- Dobra zabawa właśnie uciekła przez drzwi, którymi ta krowa tu weszła... - Nałkowska uraczyła przyjaciółkę zdenerwowanym spojrzeniem. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech i poprawiła swoje krótkie, rozjaśnione włosy. - Na co czekamy? - Tym razem to Lena wzięła pod rękę Karolinę i pociągnęła ją w stronę loży. - Trzeba się przywitać!

- Proszę, kogo wpuścili do klubu... - Lena czuła na sobie lustrujący wzrok Magdy, od którego w jej żołądku nastał niepokój.
- Magda, zachowuj się! - Jej starsza siostra próbowała nie dopuścić do krwawej walki dwóch kobiet, jednak każdy wiedział, że jest na straconej pozycji.
- Patrz! Jak sobie zniżyli poziom! - Lena usiadła dokładnie naprzeciwko znienawidzonej znajomej, z miejsca porywając swojego drinka. - A właśnie się zastanawiałam po kim sprzątali tę słomę prowadzącą do naszej loży... - Kątem oka dostrzegła jak Karolina przygryza wargi by się nie roześmiać. - Mogłam się domyślić, że przyjechała nasza kochana Madzia... - Kończąc uśmiechnęła się promiennie do czerwonej na twarzy, młodszej Lis. Upiła duży łyk niebieskiej, wysokoprocentowej cieczy, czując przemożną potrzebę zapalenia.
- A nasza Lena jak zwykle musi pokazywać wieśniackie maniery wyniesione z domu... - Wyważonym gestem poprawiła włosy i poświęciła swoją uwagę idealnie zrobionym paznokciom.
 - To nie ja wpraszam się do cudzej loży na krzywy ryj... - Lena czuła na sobie palący wzrok Weroniki. Domyślała się, że wkrótce dowie się, dlaczego musi przebywać w towarzystwie najbardziej wkurwiającej osoby na ziemi.
- Lena uspokój się... ja powiedziałam jej, żeby wpadła chociaż na chwilę... Jest przejazdem w Rzeszowie, a nie widziałyśmy się z pół roku...
    Lena poczuła drganie powieki. Nie chciała wyjść na stuprocentową zołzę w stosunku do przyjaciółki, ale nie chciała również przebywać ani minuty dłużej z jej siostrą.
    W końcu Weronika przyjechała na weekend z Kielc specjalnie dla niej. Coś w głowie jej świtało, że wspomniała o Magdzie, ale jak to ostatnio często w przypadku Leny, słyszała to, co słyszeć chciała.
    Zarówno Weronika i Karolina, oraz reszta ich grupki - Ania i Patrycja patrzyły na nią wyczekująco. Już otwierała usta, by odpowiedzieć, jednak wyprzedziła ją blond krowa.
- Jezu, siostra! Dlaczego ty się jeszcze tłumaczysz? Ja i tak nie będę tu długo siedzieć... - Westchnęła przeciągle i zaczęła wachlować się kopertówką. - Tu są negatywne wibracje...
    Lena szybko odwróciła wzrok, by nie patrzeć na utrapienie swojego życia. Uznała, że po prostu będzie ignorować młodą Lis, i wszystko będzie w porządku.

- Lenaaaa... a jakichś wolnych to tam nie masz? - Kilka kolejek później i temat oczywiście zszedł na płeć przeciwną. A szczególnie na tą część wysportowaną, wysoką i niebywale utalentowaną siatkarsko. Autorką pytania była Ania, jej sąsiadka, obecnie studentka ostatniego roku budownictwa. Od kilku miesięcy wolna jak ptak, śliczna brunetka.
   Lena przed odpowiedzią westchnęła tęsknie.
- Wolni są... ale ci najlepsi... - Wzruszyła ramionami w jednoznacznym geście, myśląc szczególnie o jednej, niestety nieosiągalnej partii. Musiała wygląć żałośnie, kiedy półleżała na stoliku bawiąc się pustym kieliszkiem.
- Oj bo ty to zawsze wybrzydzasz! - Odezwała się Patrycja ze swojego miejsca. Lena tylko pokazała jej język.
- Ja tam nie będę przebierać... Wezmę co mi dadzą! Lena no...
- O matko, jakie wy żałosne jesteście... - Odezwała się Magda vel Wrzód Na Tyłku, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Myślicie, że ona ma w ogóle jakiś z nimi kontakt? - Zaśmiała się o mało nie wylewając swojego bezalkoholowego, bezglutenowego i prawdopodobnie niezwykle obrzydliwego drinka. - Pewnie tak samo jak wy fantazjuje na widok kawałka ich gołej skóry, kiedy czyści im buty czy coś... - Rzuciła jej spojrzenie typu "Ja but, ty podeszwa, o kurwa chyba cię właśnie rozdeptałam"
- Magda! - Weronika czerwona na twarzy pragnęła opieprzyć swoją siostrę. Lena nawet nie słyszała jak próbuje wbić jej choć trochę przyzwoitości do głowy, gdzie u normalnych ludzi zwykle przebywa mózg.
    Dostrzegła przy barze niezwykle wysokiego, szerokiego w barkach mężczyznę o brązowych, idealnie ułożonych włosach. Jej lekko zawianym zmysłom potrzebne było kilka sekund, by rozpoznać stojącą do niej tyłem sylwetkę.
    A był to Russell Holmes - jej przyjaciel, a zarazem jej największe zauroczenie od roku. Oczywiście Amerykanin był zupełnie poza jej zasięgiem - chociaż jego związek z narzeczoną, Sarah nie układał się najlepiej, to pewnie po powitaniu na świecie ich synka, wszystko wróciło na właściwe tory.
    Choć Lena zdawała sobie sprawę, że ich znajomość może przynieść jej wiele cierpienia, nie potrafiła zrezygnować z ich przyjaźni.
- Wiecie co... negatywne wibracie pójdą się przejść... - Nałkowska wstała z uśmiechem podnosząc swoją torebkę.
   Dziewczyny próbowały uspokoić ją i przekonać, by została. Oczywiście oprócz Magdy, która postawiła jej krzyżyk na drogę. Jednak Lena wskazała subtelnie bruneta przy barze, mrugając porozumiewawczo, więc w odpowiedzi dostała wyraźne skinienia głowy i wesołe uśmiechy.
    Zastanawiała się, gdzie Holmes posiał Sarah. Przecież nie przyszedłby tu sam, chociaż klub był dość popularny wśród zawodników i sztabu Resovii. Rozejrzała się jeszcze wokół siebie, jednak nikogo znajomego nie dostrzegła w lożach, czy na parkiecie.
    Jednak wtedy zorientowała się, że brunet stojący obok Russella jest jej dziwnie znajomy.
     Kiedy wreszcie dopasowała sylwetkę do nazwiska momentalnie zwolniła krok, a w jej umyśle jak za naciśnięciem przycisku pojawiła się scena z Moskwy, kiedy Anderson tłumaczy jej, że zdrada Bartka częściowo leży na jego koncie.
     Gwałtownie pociemniało jej przed oczami, a bolesny oddech ugrzązł jej w płucach. Znikąd znów była starą, niepewną siebie Leną, która bała się samodzielnie wykonywać kroki przed siebie. Znów jej serce było beznadziejną, bezkształtną masą, wyrwaną boleśnie z rąk Kurka.
    Nagle poczuła jak ktoś wpadł na nią i musiała ratować się przed utratą równowagi. Spojrzała z naganą w oczach na niedoszłego oprawcę, ale ten nawet nie zauważył, że prawie spowodował na niej ciężki uszczerbek na zdrowiu.
    Nie mogła już wrócić do loży. Magda zrównałaby ją z ziemią mając ubaw do końca życia. Lena wzięła więc głęboki oddech i próbowała wziąć się w garść.
- Dobry wieczór, tatusiu... - Specjalnie oparła się o bar po jego lewej stronie, by stać jak najdalej od Matta. Obserwowała, jak obydwoje skupiają na niej swoją uwagę. Jednak podczas gdy twarz Russella wyraźnie się rozpromieniła, Anderson wyglądał jakby zobaczył ducha.
    Jej nadzieja na to, że Amerykanin jej nie rozpozna, uleciała jak powietrze z przebitego balonu.
- Lena! Co ty zrobiłaś z włosami?! - Usłyszała, kiedy przytulił ją do siebie.
- Obcięłam... - Wzruszyła ramionami kiedy patrzył się na nią krytycznie. Ale uwielbiała, kiedy na nią patrzy tymi swoimi cudownymi, ciemnymi oczyma, więc nie zwracała uwagi na to że nie pochwalał jej decyzji.
- Lena, to jest Matt Ander....
- Wiem kto to jest... mieliśmy okazję się już poznać. - Posłała brunetowi krzywy uśmiech.
    Zmienił się od czasu nieprzyjemnego spotkania w Moskwie. Wyglądał... dojrzalej. Pewnie przez zarost na policzkach i dobrze ułożonej fryzurze. Lena czuła na sobie cały czas jego wzrok, niczym fizyczny dotyk. Musiała przyznać przed sobą, że była ciekawa jakie myśli kłębią mu się w głowie.
     Obserwowała, jak zaskoczony Russell posyła Andersonowi pytające spojrzenie. Zaśmiała się pod nosem zamawiając u wytatuowanej barmanki Jim Beam'a ze spritem.
- Wygląda na to, że twój kolega nie pochwalił się, że zaprowadził Kurka do ruskiego burdelu i wcisnął mu jakąś dziwkę do łóżka... - Lena nie mogła powstrzymać śmiechu. Opowiadała Holmes'owi o burzliwym zerwaniu zaręczyn, jednak nie wspomniała o udziale w nim Matta. Kątem oka dostrzegła zmieszane miny obydwu mężczyzn. Russell patrzył na kolegę z wyrzutem, a ten zamrugał kilkakrotnie i poprawił się na swoim miejscu.
- Naprawdę bardzo mi przykro, za to, co się stało... Gdybym wiedział, że Bartek miał narzeczoną... - Lena powstrzymała gestem dłoni jego tyradę. Odkopywanie przeszłości nie było dobrym pomysłem.
- Co się stało się nie odstanie. -  Upiła porządny łyk idealnie schłodzonego drinka. Przez moment przez jej głowę przewinęła się myśl, że może już nie powinna pić. Prawdopodobnie była to jedna z jej ostatnich trzeźwych przemyśleń tego wieczoru.


Matt

 
Był świadomy faktu, że świat był mały, ale dziś przekonał się, że jest on mikroskopijny.
    Wciąż miał w pamięci nieprzyjemny poranek w Moskwie, gdzie do hotelu Bartka, w którym nocował po ostrej imprezie zawitała drobna, czarnowłosa dziewczyna. Dla jego skacowanego umysłu dziewczyna była wyrwanym z innej bajki, pięknym elementem niepasującym do okropnego miejsca, gdzie znaleźli się z Kurkiem. Kiedy konfrontowała się z byłym narzeczonym z jej sylwetki bił ogromny smutek, który spowodował Bartek. A on - ostatni idiota stał jak kołek, przyglądając się całej scenie. Kiedy wybiegł za dziewczyną w desperackim geście zadośćuczynienia błędu, spojrzała na niego z taką pogardą i bólem, że poczuł się jak ostatni sukinsyn. Pewnie nim zawsze był, tylko niebieskie, przepełnione tysiącem emocji oczy dobitnie mu to uświadomiły.
    Teraz nie widział dobrze tych bajkowych tęczówek. Krótkie spojrzenia jakie mu posyłała były nasycone urazą i smutkiem. Za to kiedy rozmawiała z Russellem jej twarz się rozpromieniała, a na jej ustach pojawiał się zauważalny uśmiech. Musiał przyznać, że w krótkich jasnych włosach wyglądała pięknie i dojrzale. Nigdy nie śnił, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy.
  Holmes właśnie kończył pokazywać jej album z ponad setką zdjęć swojego małego synka, Erica. Lena kończyła pić któregoś z kolei drinka, prosząc dumnego tatę, by przyniósł kiedyś szkraba na trening, by mogła go poznać. Anderson sam oddałby duszę, by móc się napić normalnego drinka, wylewając przy tym swój sok owocowy do kibla. Jednak był kierowcą, a Russell spożył już kilka piw.
    Zdziwił się, kiedy Holmes zadzwonił do niego zdenerwowany, czy nie chciałby wybrać się z nim do klubu. Jednak zgodził się bez zbędnego dumania, nie chcąc siedzieć sam w nowym, pustym jeszcze mieszkaniu.
- Muszę was przeprosić, chłopcy. - Lena wstała chwiejąc się lekko.
- Wszystko ok? - Russell spojrzał się troskliwym wzrokiem na dziewczynę. Anderson nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ta dwójka była ze sobą naprawdę blisko. Nie przypominał sobie, żeby przyjaciel kiedykolwiek był tak wyluzowany w towarzystwie swojej narzeczonej, czy jakiejkolwiek innej dziewczyny. Potrząsnął głową próbując odpędzić od siebie ten tok myślenia.
- Tak, muszę do łazienki... 
- Tylko uważaj na siebie... - Lena skinęła głową i udała się w stronę WC. Widać było, że wypity alkohol ma wpływ na jej motorykę, ale dzielne szła w miarę prosto.
- Nie znam tego Kurka, ale musi być z niego skurwiel. - Głos Russela wyrwał Andersona z zamyślenia. Spojrzał się na przyjaciela, który wzrok utkwiony miał w miejscu, gdzie brunetka zniknęła za drzwiami damskiej toalety.
- On po prostu popełnił błąd... - Poczuł potrzebę obrony kolegi. - Kto ich nie popełnia? - Westchnął mając przed oczami swoją burzliwą przeszłość. - Ja też miałem w tym swoją zasługę...
- Nie powiesz mi, że przejąłeś jego ciało i bzyknąłeś ruską dziwkę ... - W głosie Holmesa dominowała złość.
- Nie, ale czuję się winny... wiesz jak mi po Kim odbiło. - Starał się nie myśleć o tym niespokojnym rozdziale życia. Usłyszał śmiech przyjaciela
- Ja pierdole, czy to zawsze musi kończyć się tak samo? - Matt spojrzał na Russella pytającym wzrokiem. - Na początku zawsze jest zajebiście, a później zawsze jest jedno, wielkie głębokie gówno! Boli jak cholera. Nie tak było z Kim? - Anderson patrzył w osłupieniu na przyjaciela. Pokiwał w milczeniu głową.
- Jest aż tak źle z Sarah? - Zapytał cicho wiedząc, że dotyka czułego punktu przyjaciela. Ten westchnął, dopijając piwo.
- Skoro już wiesz jak to się kończy, mam radę... nie zakochuj się... - Anderson uśmiechnął się krzywo, pozwalając, by milczenie wyraziło jego aktualne odczucia.
    Kątem oka zobaczył, jak Lena chwiejnym krokiem udaje się w stronę wyjścia na taras klubu. W jego ocenie nie wyglądała najlepiej, kiedy obijała się od bawiących się ludzi. Szturchnął Russella pokazując mu dziewczynę. Ten obrócił się, przygotowując się do wstania z miejsca, jednak Matt powstrzymał go.
- Słuchaj... mogę z nią porozmawiać chwilę na osobności? - Przyjaciel rzucił mu zdziwione spojrzenie, jednak pokiwał głową.
- Nie pozwól jej zaczadzić sobie płuc papierosami... - Anderson pokiwał głową i podążył za dziewczyną.

   Siedziała na ziemi opierając się o jeden z filarów, schowana przed widokiem bawiących się ludzi. W milczeniu wpatrywała się w nocną panoramę miasta, zaciągając się papierosem.
- Możemy porozmawiać? - Zapytał ostrożnie stając na przeciwko niej. Uraczyła go krótkim, pełnym niechęci spojrzeniem.
- Gdybym powiedziała 'nie' dałbyś mi spokój? 
- Nie. - Usiadł na podłodze jakiś metr przed nią. Wręcz czuł bijące od niej napięcie.
- Ostrzegam, jeśli będziesz próbował wrócić do tematu Moskwy, rzucę się z balkonu... - Jej ton wskazywał na niezwykłą pewność, że jest zdolna to zrobić.
- Uwierz mi, ja też nie chcę do tego wracać... 
- To po co tu jesteś? - Miał wrażenie, że jej oczy przewiercają mu duszę. Nie wiadomo dlaczego pragnął, by przestała patrzeć na niego z taką nienawiścią.
- Skoro mamy razem pracować, chciałbym żebyś nie zabijała mnie wzrokiem codziennie. - Dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Myślę, że będę zajęta zabijaniem wzrokiem kogoś innego... - Powiedziała, gasząc papierosa w popielniczce na kolanach. Sekundę później wyciągała już następnego.
- Może po prostu powiesz mi co o mnie myślisz i będziemy mieli to z głowy? 
    Lena spoważniała skupiając wzrok na Andersonie.
- Rzecz nie w tym, co o tobie myślę... a to co czuję, gdy na ciebie patrzę... Myślałam, że mam za sobą przeszłość. Jestem żałosna... jedno spojrzenie na ciebie i znów mam wszystko przed oczami... wraca wszystko. W dupie mam to, co zrobiłeś... Bartek chciał mnie zdradzić to zdradził, i zrobiłby to bez twojej pomocy... ale kurwa przez ciebie znów o tym myślę! A już nie chcę... - Anderson bezradnie patrzył, jak z jej oczu płyną łzy. Już miał coś powiedzieć, kiedy znów się odezwała. - Jestem taka żałosna... teraz ryczę jak dziecko, ciekawe jak będę się zachowywać przy Bartusiu... Boże zlituj się nade mną!
- Przeżyłaś zranienie przez najbliższą osobę... nie zapomnisz o tym ot tak, nawet gdybyś chciała. - Nie wiedzieć czemu chłopak współczuł dziewczynie i chciał ją pocieszyć. Gdyby był mądrzejszy, zawołałby Holmesa, żeby zajął się przyjaciółką, jednak najpierw chciał oczyścić napięcie między nim a dziewczyną.
- Muszę się wziąć w garść...a tymczasem schlałam się i wylewam żale kumplowi ex narzeczonego. - Matt powstrzymał wypełzający na twarz uśmiech, kiedy Lena rozpoczęła autokrytykę. Dostała w międzyczasie czkawki i robiła zabawny grymas po każdym ataku. - Błagam, zabij mnie i oszczędź mi wstydu.
- Może po prostu odwiozę cię do domu? - Dziewczyna spojrzała na niego ze złością.
- Ja się przyszłam tu bawić! - Lena opierając się o filar podniosła się do pozycji stojącej. Nie wyglądała jednak zbyt pewnie. - I mam zamiar to właśnie robić! - Odepchnęła się i próbowała obrać kierunek w stronę wejścia do środka. Jednak zachwiała się, jak gdyby uderzył ją boczny podmuch wiatru i tylko Anderson ochronił ją przed upadkiem.
- Wszystko w porządku? - Poczuł, jak opiera się o niego całym ciężarem ciała.
- Jezu... jaki helikopter... - Nie miał pojęcia o czym przed chwilą zakomunikowała, ale nie brzmiało to dobrze.
- Nie rozumiem... Chcesz wymiotować? - Zapytał wystraszony, ciągnąc dziewczynę w stronę barierki.
- W głowie mi się kręci... - Usłyszał, kiedy stanął w pobliżu balkonu. Chwyciła oparcie, jednak przytrzymywał ją w pasie, gdyż niebezpiecznie wychylała się do przodu. Gdyby ktoś mu powiedział, jak przebiegnie dzisiejszy wieczór, za żadne skarby świata nie uwierzyłby.
- Jezu! Powiedz mi, że ona nie wymiotuje... - Usłyszał za plecami głos Russella i westchnął z ulgą.
- Nie. Jeszcze nie... - Popatrzył na Lenę, która oparła się łokciami o barierkę, chowając twarz w dłoniach.
- Dogadaliście się chociaż? - Russell położył dłoń na plecach dziewczyny i masował delikatnie.
- Chyba... Pytanie tylko, czy będzie to jutro pamiętać? - Wzruszył ramionami. Nagle Lena podniosła się i odwróciła twarzą do obydwu mężczyzn.
- Magda Lis to suka! - Krzyknęła i wyrwała się do przodu.
    Szok nie pozwolił Andersonowi zareagować. To Holmes złapał dziewczynę w pół i przytulił do piersi.
- Tak, to zła kobieta jest... - Posłał Mattowi spojrzenie "Jest Źle", kiedy Lena zaczęła płakać w jego koszulkę.
- Boże! Jak ja jej nienawidzę... - Zaszlochała powoli osuwając się na ziemię. Holmes wywrócił oczami i wziął ją na ręce.
- Gdzie zaparkowałeś? 

* -Wypowiedzi zredagowane kursywą to wypowiedzi w języku angielskim.


***

Hej wszystkim!
Dziękuję wszystkim, za zostawienie po sobie śladu! Uwielbiam was... <3
Wiem, że mam u Was sporo zaległości. Obiecuję nadrobić je wszystkie wkrótce. Błagam o cierpliwość :)
Ten rozdział ciężko mi się pisało, muszę przyznać... i naprawdę dłuuuugo. A od środka zaczął żyć własnym życiem o.O Ale jak zwykle przez początki ciężko mi się przebić więc potrzebuję dużo motywacji :)

Buziaki i jeszcze raz dziękuję za odzew :)

PS. Według mnie Anderson jest czystą perfekcją i nikt nie wmówi mi że jest inaczej :) Jest tak od momentu kiedy pierwszy raz zobaczyłam młodego, nieopierzonego Amerykańca na boisku :D