czwartek, 26 maja 2016

Prolog


* luty 2013 *

   Moskiewskie lotnisko w porannych godzinach szczytu przeżywało oblężenie. Każdy gdzieś się spieszył, targając za sobą po dwie walizki na każdą kończynę. W powietrzu unosiły się bluzgi w różnych językach świata. Kilkunastu pracowników ochrony próbowało stwarzać pozory, iż panują nad sytuacją, przyklejając na twarz odstraszający wyraz twarzy. Z pewnością każdy szanujący się terrorysta przemyślałby dwa razy próbę zamachu, czując na sobie wzrok strażnika.
   Lena Nałkowska siedziała przy jednym ze stolików tutejszego baru. Była odcięta od reszty świata szklanymi ścinami, przez które nieobecnym wzrokiem obserwowała przylatujące i odlatujące samoloty. Sama przyleciała jednym z nich jakieś czterdzieści minut temu.
   Na białym stoliku stała wypita do połowy butelka wina i pusty kieliszek. Dziewczyna zamrugała odrywając wzrok od płyty lotniska. Szybkim ruchem podniosła butelkę i napełniła kieliszek do pełna. Kilkoma łykami opróżniła go do połowy. Pewnie wypiłaby go w całości, jednak cierpki posmak na języku i podniebieniu sprawił, że skrzywiła się odstawiając resztę wina.
   Podskoczyła, kiedy poczuła wibracje na udach. Zupełnie zapomniała, że położyła telefon na kolanach. Drżącymi palcami narysowała wzór na ekranie startowym, który odblokował korzystanie ze smartphona. Zobaczyła jeszcze jedną wiadomość od przyjaciółki, Weroniki. Otworzyła ją przygryzając wargi ze strachu.

  "Więcej zdjęć nie ma, naprawdę mi przykro... Mam nadzieję, że się jakoś trzymasz :*"

  Czy się trzyma? Oczywiście, że tak. Przecież te zdjęcia nie musiały wcale dotyczyć jej najczarniejszych myśli. Próbowała hamować swój tok myślenia, jednak każde spojrzenie na niezbyt wyraźne zdjęcie wstawionego Bartka, siedzącego w jakimś burdelu klubie, z roznegliżowaną dziwką pomiędzy jego nogami było kolejnym wbitą szpilką w jej serce. Powstrzymując łzy wystukała krótkiego sms-a zwrotnego.

"Muszę z nim porozmawiać, dzięki że mi je pokazałaś... Odezwę się później, pa"

   Dopiła resztę wina, krzywiąc się przy tym, jak gdyby była to co najmniej czysta. Wytarła rękawem usta i rzuciła na stół banknot pokrywający koszt butelki i mały napiwek. Odszukała w kieszeni płaszcza pomiętą kartkę z adresem, który nie mówił jej zupełnie nic. Wiedziała tylko, że powinien tam przebywać jej narzeczony, Bartosz Kurek.

   To miała być jej niespodzianka dla niego. Nie widzieli się długie tygodnie, podczas których ciągle prosił ją o odwiedziny. Lena tłumaczyła się brakiem czasu, w końcu studiowała dwa kierunki. Jednak udało jej się wygrzebać kilka dni, aby przyjechać do Moskwy, gdzie wkrótce miał się rozegrać mecz gwiazd rosyjskiej superligi. Tęskniła za nim okropnie, ale swoje plany postanowiła zachować w tajemnicy. Przekonała Piotrka Nowakowskiego, jego przyjaciela, by wydobył od niego adres hotelu, w którym się zatrzyma. Miała szczęście, gdyż dostała również numer mieszkania. Nie wiedziała jaką historyjkę wymyślił Piotrek, ale wisiała mu sześciopak.
   W samolocie nie mogła usnąć. Wyobrażała sobie spotkanie z Bartkiem. Zamykając oczy widziała jego cudowny uśmiech, czuła jak przytula ją do siebie. Pewnie reszta pasażerów miała ją za niezbyt zdrową psychicznie, kiedy uśmiechała się do siebie przez cały lot. 
   Jej uśmiech zgasł, kiedy po przylocie zobaczyła smsy od swojej przyjaciółki.
Otóż okazało się, że jej Bartosz zabalował w nocy z kumplem, Mattem Andersonem. Szok jaki wtedy poczuła sparaliżował jej ciało i umysł. Stała przez dobre kilka minut na środku hali przylotów, wpatrując się w wiadomość i zdjęcia. Przestała, kiedy spieszący się mężczyzna potrącił ją, wytrącając jej z ręki telefon. Później jeszcze długo patrzyła się na rozczłonkowany aparat, leżący na ubrudzonej błotem podłodze.
   Bartek nie mógł tego zrobić, nie mógł jej zdradzić! Przecież ją kochał, a ona jego... Obiecali sobie, że rozłąka nie będzie w stanie zagrozić ich związkowi. Obiecał, że nigdy jej nie zrani... Ich związek nigdy nie był idealnie stabilny, ale zawsze okazywali się silniejsi od wszystkich przeszkód.
   Nie pozwoliła sobie na płacz we wnętrzu taksówki. Trzymała się ostatniej nadziei, przecież ona umiera ostatnia. Modliła się, że całe zamieszanie, to jakieś chore nieporozumienie, że wszystko jest w porządku. W końcu nigdy nie zabraniała Kurkowi wychodzić na imprezy. Z drugiej strony, może rozłąka wpłynęła na chłopaka bardziej niż się spodziewała.
   Swoje rozmyślania przerwała gwałtownie, kiedy kierowca taksówki zatrzymał się przed jednym z hoteli na przedmieściach Moskwy. Zapłaciła mężczyźnie i wygramoliła się z pojazdu trzymając w dłoni małą walizkę.
    Odwagi do pokonania holu i wejścia do windy dodawało jej tylko i wyłącznie wypite wcześniej wino. Jednak kiedy elektroniczny wyświetlacz pokazywał jej, że zbliża się na właściwe piętro, serce próbowało wyskoczyć jej z piersi. Jej wzrok przykuło blade odbicie sylwetki na metalowej, wypolerowanej ścianie. Podskoczyła, kiedy zorientowała się, że patrzy na siebie samą.
    Włosy w tragicznym nieładzie, gruby płaszcz krzywo zapięty. W niektórych miejscach na jej twarzy makijaż zniknął, zapewne od ciągłego pocierania twarzy. Gorączkowo próbowała poprawić swój wizerunek, jednak po chwili poczuła szarpnięcie w żołądku i dzwonek. Drzwi rozsunęły się ukazując długi korytarz z kremowymi ścianami i rozciągniętym na całej długości brązowym dywanem.
    Lena, tuż po wyjściu z windy poczuła nagłe zawroty głowy. Rozejrzała się w lewą i prawą stronę szukając numerków na drzwiach.
           104...105...106...
   Stanęła przed drzwiami z numerem 107. Przez chwilę ogarnęło ją przeczucie, że może pomyliła hotel, piętra, mieszkania... cokolwiek. Jednak mimowolnie jej ręka powędrowała do drzwi pukając w nie głośno.
     W jej czaszce odbijał się jeszcze długo ten głuchy dźwięk. Nie słyszała nawet żadnych kroków z drugiej strony, więc pomyślała, że może jej uczucia, co do pomyłki są trafne. Jednak kiedy już rozluźniała wszystkie mięśnie, wcześniej napięte jak struny, usłyszała dźwięk uderzenia, i kaskadę przewracających się tajemniczych przedmiotów.
- No kurwa... kto to tu położył... - Usłyszała nieznany jej męski głos, z głębokim amerykańskim akcentem. Nie zdążyła nawet zastanowić się nad właścicielem tego głosu, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły.
   Niezwykle wysoki brunet rozcierał dłonią kark ziewając głośno. Lena przełknęła ślinę patrząc na chłopaka. Nie mogła się pomylić - stał przed nią Matt Anderson. Miał na sobie jedynie ciemne dżinsy, a jej głowa znajdowała się na wysokości jego wytatuowanej klatki piersiowej. Zapewne w innych okolicznościach próbowałaby nawiązać rozmowę, jednak teraz nie interesowało jej nic poza dotarciem do Bartka.
- Kim ty jesteś? - Usłyszała jego zaspany głos.
- Gdzie jest Bartek? - Zapytała stanowczo, nie zwracając uwagi na jego lustrujący wzrok.
- Śpi... kim jesteś? - Powtórzył, marszcząc czoło.
- Jego narzeczoną. Z drogi. - Nie mógł zagrodzić jej wejścia do pokoju, gdyż szybko wślizgnęła się pod jego wyciągniętym ramieniem, wykorzystując opóźniony refleks.
- Hej! Przecież Bartek nie ma narzeczonej... - Usłyszała jego głos, jednak była za daleko, by mógł ją zatrzymać.
   Za daleko, czyli kilka kroków za jego plecami. Dalej iść nie musiała.
   Po przestronnym pokoju walały się ubrania. Ubrania damskie i męskie. Zakręciło jej się w głowie, kiedy podniosła leżący obok niej kawałek czerwonej satyny. Jednak po chwili odrzuciła go z krzykiem, orientując się, że są to damskie stringi.
- Chyba nie powinno cię tu być... - Amerykanin złapał ją za ramię próbując odprowadzić ją do wyjścia. Jednak Lena wyrwała się i obejrzała się na lewą stronę pomieszczenia.
   Nie powinna tego robić. Wzdłuż śnieżnobiałej ściany stało łóżko. Ale nie ono spowodowało roztrzaskanie się serca Leny na milion kawałeczków.
   Spod pościeli wystawała głowa Bartka i jego dolne kończyny. Dolne kończyny, które były poplątane z krótszymi, zgrabnymi, kobiecymi nogami.
   Dziewczyna oddychała głęboko opierając się o ścianę. Momentalnie pociemniało jej przed oczami, a całe ciało zdrętwiało. Nawet nie czuła samowolnie płynących łez.
- Wszystko ok? - Głupie pytanie obijało się o wnętrze jej czaszki kilkakrotnie, jednak nie rozumiała o co była pytana. Pomimo tego, że angielski zna przecież dobrze.
    Wymacała palcem rozgrzany metal umieszczonego na palcu serdecznym pierścionka. Mały przedmiot wręcz palił jej skórę, więc zdjęła go jak najszybciej. Pamiętała z jaką dumą chwaliła się nim przed znajomymi. Malutki szafir otulało srebro. Uważała go za najpiękniejszy pierścionek na świecie. Teraz, o mało nie zwróciła wypitego wina patrząc na tę upiorną rzecz.
   Odepchnęła się od drzwi próbując trafić do łóżka. Nogi miała jak z waty, jednak zaprowadziły ją do pary. Nie miała pojęcia co robi. Nie kontrolowała swoich ruchów, gdyż cały jej umysł przykrywała gęsta mgła furii i szoku. Jednak patrząc na spokojne śpiącego Bartka czuła jak nerwy jej puszczają.
- Niespodzianka, kochanie! - Krzyknęła zrywając z łóżka pościel. Powstrzymała odruch wymiotny, kiedy dostrzegła ich nagie ciała. Para budziła się powoli z grymasami na twarzach.
     Kurek ze zdziwieniem spojrzał na siebie, później na towarzyszkę. A w końcu zaspany wzrok spoczął na Lenie. Jej serce przeszyło lodowate ostrze bólu. Kolana ugięły się pod jej ciężarem, kiedy Bartek spojrzał na nią z wymalowanym na twarzy szokiem. Nigdy nie spodziewała się, że będzie patrzeć na jego piękne, szare oczy z nienawiścią i pogardą. - Ja chyba nie w porę... - Dodała odwracając wzrok. Widziała, jak Amerykanin patrzy na scenę z nie mniejszym szokiem niż ona sama. Blond dziwka chyba była nadal pijana lub naćpana, gdyż tylko nakryła głowę poduszką próbując wyciszyć otoczenie.
- Lena... ja wiem jak to wygląda... ale byłem pijany... ja nic... - Słyszała jego jąkający się głos. O dziwo miała ochotę się roześmiać, co też uczyniła.
- Takie rzeczy tylko w Rosji, co? Kurwa Bartek... jak mogłeś? - Nie chciała rozpłakać się przed dwoma mężczyznami, jednak wpadła w niekontrolowany szloch. Schowała twarz w dłoniach, próbując gorączkowo uspokoić się. Poczuła jak cień pada na jej sylwetkę, kiedy Bartek podniósł się i wstał z łóżka, zdecydowanie nad nią górując. Jeszcze kilka godzin temu marzyła, by się przytulić do góry jego mocnych mięśni. Teraz o mało nie przewróciła się, kiedy cofała się by znaleźć się jak najdalej od niego.
- Lena... błagam, daj mi się wytłumaczyć... Ja nie wiedziałem co robię! - Widziała, że zbliżył się do niej, a jej plecy dotknęły już ściany, więc nie miała już gdzie uciec. Zrobiła więc odruchowo jedyną rzecz jaka przyszła jej wtedy do głowy. Zrobiła zamach, by jej otwarta dłoń spotkała się z głośnym plaskiem z policzkiem Bartosza.
    Ręka zaczęła ją niemiłosiernie piec i szczypać, jednak cały ból wynagrodziło zszokowane spojrzenie Kurka. Trzymał się za czerwieniący się policzek, nie ważąc się pisnąć słówka.
- Reszta twoich rzeczy z mieszkania będzie czekać u Piotrka. - Stanowczość i bezpośredniość przyszła znikąd, jednak dziewczyna przyjęła je z otwartymi ramionami.
- Lena, proszę... Przecież ja cię kocham... - Do jej uszu dotarł jego łamiący się głos. Jednak dziewczyna uciszyła go gestem ręki, będąc kompletnie obojętną na jego błagalny ton.
- Zamknij się z łaski swojej. Tu nie ma nic do dodania. - Nie potrafiła już spojrzeć mu w oczy. Z pewnością jego smutne oczy próbowałyby wpłynąć na jej zimne myślenie. Jednak nie mogła na to pozwolić. Jej tata powtarzał żeby miała twardą dupę, jak ma takie miękkie serce. Teraz tylko musi to wcielić w życie.
- Lenka... - Kiedy skierowała się do wyjścia złapał ją za ramię. Wyrwała się z całej siły wyszarpując rękę. Zmierzyła go wzrokiem pełnym pogardy.
   Bo przecież teraz wyglądał żałośnie - cały czerwony, próbujący ukryć narządy rozrodcze małą poduszką. Błagający o litość. Chyba nie myślał, że potrafiłaby mu wybaczyć.
- To koniec Bartek, spieprzyłeś wszystko. Myślisz, że ładnie przeprosisz i wszystko zapomnę? To, że masz takie nazwisko, a nie inne nie znaczy, że wszyscy będą skakać wokół Ciebie i tolerować twoje zachowania... - Widziała, że jej słowa wywołują ból w jego oczach, jednak prawda wisiała nad nim już od dłuższego czasu, nigdy przez nikogo nie ubrana w słowa. - Może kiedyś dorośniesz... Proszę nie dzwoń i nie pisz. - Położyła pierścionek na szafce obok drzwi, gdzie leżał czerwony, koronkowy stanik.
- Dlaczego nie dasz mi szansy?! - Jego krzyk sprawił, że podskoczyła. Wiedziała, że nie miał prawa na nią krzyczeć, chociaż miała świadomość, że Kurek tylko w ten sposób prowadził kłótnie.
   Tak się składało, że ta nie zakończy się pojednaniem w najbliższym łóżku.
- Nie umiem... - Lena odwróciła się pragnąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Słyszała tylko, jak Anderson zatrzymuje Kurka, jednak sens ich rozmowy znikł za jej plecami, kiedy pokonywała hotelowy korytarz.
    Powoli wyparowywała jej z żył adrenalina, która została zastąpiona przez obezwładniający smutek. Bolało ją serce. Nigdy nie sądziła, że poczuje tak dotkliwy ból w tym miejscu. W dodatku całe cierpienie zadała najbliższa jej osoba.
   Czekając na windę, pozwoliła łzom spływać po policzkach. Musiała jakoś znaleźć ujście dla buzujących w niej emocji.
- Poczekaj! - Nawet nie usłyszała kroków Andersona. Odwróciła się, kiedy był już przy niej.
- A ty czego? 
- To moja wina... - Chłopak przybrał zbolały grymas na twarzy. - Ja go wyciągnąłem do tego klubu i wepchnąłem mu Nadię. Ale przysięgam,, nie wiedziałem... - Jego emocjonalną wypowiedź gwałtownie przerwała Lena, wymierzając drugi w ciągu kilku minut policzek. Pewnie Amerykanin na niego nie zasługiwał, ale dziewczyna nie mogła powstrzymać odruchu. Tym razem szok na twarzy Andersona nie rekompensował ogromnego pieczenia dłoni.
   Tak szybko, jak drzwi windy otworzyły się, wbiegła do środka wciskając po omacku jakiekolwiek przyciski. Kątem oka dostrzegła, że chłopak nie ruszył się ani odrobinę.


* Wypowiedzi zredagowane kursywą są wypowiedziami w innym języku. (Tutaj po angielsku)


~~~~

Wita wszystkich ja i Matthew :)



Zaczynam nową przygodę :)
Nie będę przedłużać, dajcie po prostu znać, czy macie ochotę na coś więcej :)

PS. Ani Kurek, ani Anderson nie są moimi ulubionymi siatkarzami. A czy wy macie swoich ulubieńców? :)