piątek, 4 listopada 2016

5. "You know you make my world light up"



Matt


- Młody, dopóki nie nauczysz się wystawiać, nie będę grał z Tobą w jednej drużynie! - David Lee teatralnie ujął się pod boki i z miną obrażonej divy operowej tupał nogą obok swojej szafki w szatni. Zgromadzeni w niepachnącym różami pomieszczeniu mężczyźni wybuchnęli śmiechem potakując doświadczonemu koledze.
- Po prostu nie nadążasz już i tyle... - Westchnął Micah Christenson ściągąc z siebie koszulkę. - Ale ja rozumiem... w twoim wieku... kości już nie te same... - Dodał wywołując głośne "uuu" w pomieszczeniu.
- Młody chyba trzeba dać ci klapsa... Ta dzisiejsza młodzież... Zero szacunku do starszych! - Narzucił na ramię ręcznik i zniknął w jednej z kabin prysznicowych.
    Anderson uśmiechnął się pod nosem chłonąc luźną atmosferę panującą wśród chłopaków. Sam należał już do starszego pokolenia reprezentacji, ale wśród swoich kolegów i przyjaciół zwykle czuje się co najmniej dziesięć lat młodszy. Dzieje się tak ponieważ kiedy tylko do drużyny zostają zwerbowani młodzi chłopcy od razu zarażają swoim entuzjazmem resztę gromady.
      Sam pamiętał swoje początki w seniorskiej kadrze. Energia roznosiła go od środka popychając do dawania z siebie absolutnego sto procent na treningach i meczach. Ta pasja towarzyszy mu przez całe życie, choć czasem delikatnie przygasa. Nigdy jednak nie pomyślał, że jako sportowiec może zakończyć przedwcześnie swoją przygodę z siatkówką, będąc w pełni sił. Dopiero jakiś czas temu zaczął rozmyślać nad swoją przyszłością po zakończeniu kariery, ale na obecną chwilę nie miał żadnych konkretnych planów.
     Dzisiejszy trening nie należał do lekkich i przyjemnych. Po ciężkich dniach wylewania hektolitrów potu na siłowni przyszedł czas na szlifowanie techniki i precyzji. W rezultacie po kilku godzinach ćwiczeń z piłką i rozegranym półgodzinnym minimeczu Matt nie miał siły na nic, podobnie jak większość jego kolegów. Oczywiście byli również tacy ludzie jak Christenson czy Aaron Russell, którzy włączyli jakiś rap i dawali energetyczny pokaz swoich umiejętności.
     Matt cieszył się, że to już ostatni trening na dziś i może spokojnie zjeść i iść spać by odpocząć po całym dniu.
     Układał swoje rzeczy w sportowej torbie, kiedy z bliżej nieokreślonej kieszeni usłyszał wibrujący telefon.
- Szlag, gdzie ja go włożyłem... - Wymamrotał przewracając do góry nogami zawartość wszystkich przegród i kieszeń.
- A mówią, ze tylko kobiece torby przypominają w środku czarną dziurę... - Usłyszał po swojej lewej Holmesa, który patrzył z zainteresowaniem na jego poczynania. Starszy kolega już spakowany czekał na Andersona, Maxa Holta i swojego kolegę z pokoju, Paula Lotmana który jeszcze w ubiegłym roku był zawodnikiem Resovii.
- To musisz mnie przeszkolić w przeszukiwaniu tego bajzlu... - Matt w końcu zokalizował smartphon w jednej z wielu wewnętrznych kieszonek. Po odblokowaniu ekranu zobaczył nową wiadomość od Leny. Ze zdziwieniem zobaczył zdjęcie pewnej paprotki... Mógł zaobserwować, że niektóre z liści nabrały zdrowszych, zielonych kolorów, martwe pędy zniknęły a w ich miejscach zaczęły kiełkować nowe.
Pod zdjęciem był krótki podpis
" Chyba jednak będziesz miał co postawić na parapecie. Przyznaj się, nie wierzyłeś... I nie ma za co :P"
     Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który zagościł na jego twarzy. Prawda, nie wierzył że roślina w ogóle żyje, nie mówiąc już o możliwości jakiejkolwiek efektywej kuracji.
- Nie wiedziałem, że zaciągnąłeś się do koła ogrodników... - Usłyszał obok ucha Holta, swojego współlokatora. Bardzo wkurzającego współlokatora...
- Bardzo śmieszne... Dałem koleżance paprotkę od Russella, bo się uparła, że ją ożywi... - Tłumaczył się, czując na sobie natychmiast spojrzenia kilku par oczu.
- Nie chcesz nam chyba powiedzieć, że próbujesz wyrwać laskę na jakieś paprotki... - Lotman, wieczny żartowniś musiał oczywiście zabłysnąć. - Róże czy jakieś tulipany byś jej dał, a nie...
- Po jaką cholerę dałeś jej moją paprotkę? - Dodał Holmes z miną studenta filologii na wykładzie z fizyki kwantowej.
- Jezuuu dajcie spokój, wzięła ją do siebie pod moją nieobecność, żeby miała jakiekolwiek szanse na przeżycie... Uparła się i...
- Nie miałeś szans. Znając Lenę... rozumiem doskonale. - Holmes wywrócił oczami. Matt wzruszył ramionami odpisując na wiadomość.
" Jesteś cudotwórczynią, chylę czoła. Nie masz co robić w środku nocy?"
Matt uznał, że jeśli różnica między Chicago a Rzeszowem wynosi 7 godzin, to u Nałkowskiej musi być bardzo późna pora.
- Jaka Lena? - Ciekawski Max już dokonywał wywiadu środowiskowego. - Czy jest coś o czym nie wiem?
    Matt popatrzył na Russella szukając wsparcia, jednak ten również popatrzył na niego dosyć podejrzliwie. Wzdychjąc zarzucił torbę na ramię i schował dłonie w kieszeni bluzy.
- Lena to nasza wspólna koleżanka z Resovii, pracuje w klubie i okazało się, że mieszkamy obok siebie. Tyle. Coś jeszcze? - Widać było, że mózg Holta potrzebuje czasu na przetrawienie tak wielkiej ilości informacji. Przez trzy długie sekundy blondyn patrzył się na niego mrugając rytmicznie. W końcu wzruszył ramionami i skierował się w stronę wyjścia.
- Pozdrów ją ode mnie. - Russell rzucił pod nosem idąc w ślady Holta. Anderson zadowolony, że nie skupia już na sobie uwagi również wyszedł z szatni czytając kolejną wiadomość od koleżanki.

Lena



" Sen jest dla mięczaków. Robota sama się nie zrobi"

      Nałkowska chciała płakać patrząc na stosik dokumentów porozrzucanych po całym łóżku. Oczywiście jedyne na co miała ochotę w tym momencie to przytulenie się do poduszki i odpłynięcie w krainę błogiego snu.
      Jak to zwykle bywa, z kilkuminutowej roboty zrobiła się kilkugodzinna przeprawa przez papiery.
       W oparciu o umowy z wszystkimi zawodnikami i trenerami musiała przygotować plan promocji drużyny poprzez media społecznościowe. Kiedy odkryła, że prawie każda z umów inaczej opisuje kontakt zawodnika z mediami, wiedziała, że jest głęboko w dupie.
     Tak więc wypisała na kartce kilka pomysłów, jednak nie miała pojęcia jak wprowadzić je w życie, gdyż grafik na sezon był już i tak nadźgany dodatkowymi zajęciami dla zawodników. Nie mogła dodatkowo zabierać im dużo prywatnego czasu.
     Czuła w kościach, że i tak wszystko wyjdzie jak w poprzednim sezonie czyli 90% spontan i improwizacja z jej strony.
       Żeby nie było, że noc była bezsensownie nieprzespana i zupełnie nieproduktywna zabrała się do kreślenia ostatnich notatek i uwag które będzie musiała przedyskutować z resztą ekipy i prezesem. Usłyszała również wibrowanie telefonu gdzieś na poduszce, więc szybko sięgnęła po aparat.
     Jednak nie natrafiła ręką na telefon... Wręcz przeciwnie, gdyż poczuła na skórze dłoni miękkie i ciepłe futerko....
      Oczywiście że Loki zrobił sobie posłanie z jej poduszki.
- Tak?
- Nie jestem ekspertem, ale nawet najlepsi ogrodnicy o tej porze przytulają poduszki... - Uśmiechnęła się na dźwięk niskiego głosu Matta. Choć jego ton był znacznie zniekształcony przez telefoniczne połączenie, Lena i tak uwielbiała go słuchać.
- Żaden ze mnie ogrodnik, ale miałam trochę papierkowej roboty. - Już gdy wypowiadała zdanie w czasie przeszłym zaczęła sprzątać papiery porozwalane na łóżku. - Ciężki trening? - Zapytała wyczuwając w jego głosie znużenie.
- Nic nowego, ale ci młodzi dają w kość... - Westchnął jak rasowa pani z poczekalni do lekarza.
- Odezwał się staruszek... - Lena oparła się na łokciu obserwując Lokiego, który kręcił się w miejscu i pogruchiwał, wyraźnie niezadowolony że ktoś śmiał przerwać jego drzemkę.
- Mam już swoje lata, wiesz... - Zaśmiała się na te słowa. Przecież była tylko kilka lat młodsza.
- Ja i Loki się nie zgadzamy... - Dziewczyna pogłaskała czarnucha po policzkach, by choć trochę go udobruchać.
- Mówisz o tym stworku, który ma na koncie kilka zamachów na moje życie? - W głos Amerykanina wkradł się melodramatyczny ton. Lena zaśmiała się, przypominając sobie jak Loki kilkakrotnie wbił się pazurami w nogi Matta, czy też jak złtowrogo warczał na jej gościa z różnych części pokoju.
- Oj przestań, bez nogi czy ręki przeżyłbyś... nie moja wina, że jest zazdrosny o każdego faceta w moim pobliżu. - Dodała z teatralnym westchnieniem.
- To ja nie chce być w skórze twojego faceta...
- Nie mam faceta, więc Loki nie musi czuć się zagrożony... - Jakby na potwierdzenie jej słów, kot rozciągnął się w poprzek łóżka i znieruchomiał próbując znów zasnąć. - A poza tym, to myślę, że ma uprzedzenie do mężczyzn bo poprzedni właściciel go katował. Także nie bierz tego do siebie.
- Musi się nauczyć, że nie wszyscy mężczyźni są wyrodnymi świniami. - Miała wrażenie, że Anderson nie mówi tego tyko w odniesieniu do jej pupila. Przygryzła wargę nie chcąc wdać się w zbędną dyskusję.
- Taaa... - Wydusiła opadając na łóżko.
- A tak w ogóle, to masz pozdrowienia od mordercy paprotek.
     Sekundę zajęło Lenie rozwiązanie zagadki o kogo chodzi. Kiedy tylko przed oczyma zobaczyła uśmiechniętą twarz Holmesa, jej serce zabiło kilkanaście razy szybciej. Nienormalna, chora reakcja. Ale była tylko człowiekiem, tylko kobitką która zadużyła się w przyjacielu.
    Przełknęła ślinę zanim zebrała się na jakąkolwiek wypowiedź.
- Czyli wie, że jego ofiara dostała drugą szansę...
- Taa... Był w takim samym szoku jak ja. Możesz sobie przypisać zasługę. - Lena roześmiała się nerwowo, wiedząc, że brzmi sztucznie.
- Mam nadzieję, że nie znajdzie innej biednej rośliny do zabicia.
- Może w takim wypadu mój parapet zyskałby mieszkańców. - Lena ledwo usłyszała to zdanie przez gwałtowny szum w słuchawce. Domyśliła się, że Matta właśnie otoczyli koledzy.
- Pozwól mi zadbać o twój parapet. Żadne rośliny przy tym nieucierpią. A Russowi możesz przekazać, że ma ze mną kosę.
- Jasne, już mu przekazuję... Teraz muszę kończyć... i mam taką prośbę...
- Tak?
- Idź już spać. Odpocznij trochę, papiery nie uciekną...
- Wiem, wiem mądralo. Właśnie to zamierzam zrobić. - Uśmiechnęła się pod nosem obserwując nocną panoramę osiedla przez okno. Nie zauważyła żadnego światła w osiedlowych blokach. Ze zdziwieniem stwierdziła, że chyba ona jedyna ma inne zajęcie o 3 w nocy poza snem.
- No mam nadzieję, spokojnej nocy...
- Wzajemnie.


    Przez cały rannek i popołudnie chodziły za nią trzy słowa: urlop na żądanie.
     Nie chodziło tylko i wyłącznie o fakt niewyspania. Dodać do tego ulewę, gwałtowny spadek temperatury i ciśnienia oraz pierwszy dzień miesiączki i mamy Lenę w swojej niezbyt dobrej odsłonie.
     Mieszanie kawy z lekami przeciwbólowymi nie dało jej nic poza buntowaniem się żołądka i jeszcze gorszym samopoczuciem. Jej przełożona również zmyła jej głowę za niedoprecyzjonowany plan promocji drużyny. Na szczęście wysłuchała argumentów Nałkowskiej i reszty jej drużyny i obiecała skierować sprawę "do góry".
   Nie zmieniło to faktu, że o godzinie 16:05 Lena wlokła się półżywa do auta marząc o swoim ciepłym i wygodnym łóżku.
     Nie zwróciła uwagi, na to że oparty o bok jej yariski stoi wysoki mężczyzna, który nie odrywał od niej wzroku od kiedy tylko weszła na parking.
- Lena, musimy porozmawiać. - Podskoczyła czując gwałtowny skok ciśnienia.
     Drzwi po stronie kierowcy blokował jej Kurek.
      Bartek Kurek. A minę miał zaciętą.


~~~~

   Krótko jak na mnie, wiem.
Ale za to jest trochę Matta :D
Nie mam czasu na nic, studia + praca? Nie polecam, really.
Widzę, że trochę mi spada zainteresowanie blogiem. Może to przez historię? Czy nie chce wam się długo czekać na rozdział?
Nie wiem, piszę dla tych, którzy znajdują kilka minut czasu w życiu zeby napisać mi kilka słów pod rozdziałem, to jest naprawdę bardzo dla mnie ważne ;)
Jeszcze raz więc zachęcam do pozostawiania po sobie śladu.
Powiadomienia prześlę mam nadzieję że w piątek po zajęciach.
Buziakiiiiiiiiii :*


P.S. Matt i jego piłka. Związek idealny?
PPS. Tak, chciałabym się znaleźć na miejscu piłki... marzyć nie wolno?